- „Spotkaj się z nią. Tu masz numer telefonu. Jej historia Cię zainteresuje”. Usłyszałam wysiadając z samochodu Zwiego, Dyrektora Muzeum Pamięci Wojska Żydowskiego w Latrun.
- Ale kim ona jest? – zapytałam,
- Po prostu zadzwoń – padła zasadnicza odpowiedź.
Wpisuję jej namiary w wyszukiwarkę Google, ale poza tym, że jest doktorem filozofii, wykładowczynią na Uniwersytecie i od czasu do czasu produkuje filmy o tematyce wojennej, nic ciekawego nie rzuca mi się oczy. Ufam jednak mojemu rozmówcy. W końcu wujek Google nie zjadł wszystkich rozumów i wbrew powszechnej opinii istnieje życie nieodkryte przez Google. Zapewne fascynujące i nieprzeciętne.
Umawiam się z Tamar w centrum przy Placu Rabina w Tel Avivie. O czasie pojawia się niewysoka blondynka z niebieskimi oczami. Na oko ma ok 55 lat. Z początku badamy się nawzajem. Ona nie do końca wie, jaki jest mój cel, a ja właściwie nie wiem jeszcze czemu jej historia miałaby być tak interesująca.
Zaczynamy rozmawiać. Wprowadzam ją w założenia projektu, skąd jestem, jaka jest moja misja. Słucha z uwagą. Nie zadaje pytań. Kiedy kończę mówi, że cieszy się, że może mi coś ciekawego o sobie opowiedzieć.
Tamar ma polskie korzenie. Jej ojciec pochodził z Polski, matka z Niemiec. Mieszkali w Łodzi. W domu mówiło się w trzech językach – polskim, jidisz i po niemiecku. Cieszę się faktem, że Tamar lubi polską kuchnię, wymienia żurek, pierogi, kapustę. Śpiewa polskie piosenki dla dzieci. Mówi, że prowadzi “polski dom”. Czasem podróżuje do Polski. Jakoś ciepło robi mi się na sercu. Jednak widzę na jej twarzy napięcie. Czuję, że bardzo chce mi opowiedzieć o swoim życiu. Daje się wyczuć, że “trzyma w rękawie asa”.
Żyć obozowym życiem
Dowiaduję się po wstępnym tzw. “small talku”, że jej rodzice poznali się w obozie Auschwitz – Birkenau i przetrwali Zagładę. Już wiem, że to będzie wyjątkowy wywiad.
Rozmowa z kobietą, która choć nie przeżyła ani jednego dnia na wojnie, przez horror, któremu poddani byli jej rodzice nigdy mentalnie nie opuściła obozu. Kiedy patrzy się na jej twarz widać gniew. To mnie uderza od pierwszej chwili. Nie jest zła na mnie. Wiem to. Całą sobą sprzeciwia się złu, które spotkało jej rodziców, Żydów, Polaków, całe narody.
Do dziś analizuje fenomen Zagłady. Holocaust jest w niej, choć urodziła się już w Izraelu, kilka lat po wojnie. Całe swoje życie naukowe i prywatne poświęciła idei zrozumienia czym on w istocie był. Wojna jej nie opuszcza. Jak mówi wychowywała się w dwóch równoległych światach. Tym domowym, gdzie ojciec budził ją niemieckim wezwaniem: Aufstehen! Ein Zwei drei… a matka godzinami “waliła” w fortepian, tak jak grała jemu w obozie…i tym życiem na zewnątrz, dedykowanym znajomym, koleżankom. Te dwa światy nigdy się nie przenikały. Co dzieje się w domu…zostaje w domu. Taka była zasada.
Lubił, kiedy grała Szopena…
Doktor Josef Mengele znany jako Anioł Śmierci, jeden z najokrutniejszych nazistów, będąc młodym lekarzem otrzymał “prestiżowe” stanowisko doktora w Auschwitz. Najwyraźniej ze względu na swoje “poważne” prace naukowe, dzięki którym miał dowieść, iż możliwe jest wyczytanie pochodzenia żydowskiego z budowy żuchwy. Był współautorem projektu, w ramach którego lekarze powinni niszczyć “życie pozbawione wartości” – cokolwiek, by to miało oznaczać. Na Żydów i Romów patrzył wyłącznie jako materiał ludzkopodobny do badań. Prowadził eksperymenty na ludziach. Szczególnie interesował się bliźniętami, z którymi obchodził się najokrutniej. Potwór? Ale z gustem muzycznym…nieszczęśliwie dla matki Tamar – Jadji Lubochinsky. Trafiła do obozu pracy w Auschwitz mimo, iż miała 15 lat. Szczęśliwie dla niej wyglądała na starszą, toteż udało jej się zafałszować wiek i wmówić żołnierzom, że ma 21 lat. Dzięki temu nie wysłano jej prosto do krematorium.
Młody doktor Mengele wypatrzył Jadję w obozowej orkiestrze i mianował swoją osobistą pianistką. Nie trzeba się długo zastanawiać czym to dla niej skutkowało. Z jednej strony nieco lepszym jedzeniem, ale z drugiej częstymi gwałtami, poniżaniem. Artystyczna funkcja nie zwalniała jej również z udziału w jego okrutnych eksperymentach. Tamar opowiada, że Mengele miał swojego psa, który ponoć był muzykalny i który gryzł ją kiedy popełniała błędy grając na fortepianie. Mengele sam grał na skrzypcach. Czasem więc grali razem, szczególnie lubił, kiedy grała Szopena…
Zawsze mnie zdumiewa, kiedy człowiek jest zdolny do psychopatycznych zachowań, kiedy nie jest czuły na krzywdę drugiej osoby, ba! nawet nie jest zdolny, by w drugiej osobie zobaczyć człowieka a jest zdolny, żeby zachwycać się pięknem sztuki, muzyki, być prawdziwym estetą…Naziści jak my mieli swoje rodziny, dzieci, które kochali. Lubili pójść do teatru, a wieczorem potańczyć na dancingu. W zderzeniu z ich zbrodniami brzmi niewiarygodnie nie? Tamar ma na to swoją teorię. Naziści jak mówi, wytworzyli ideologię, która podobna była do religii. Kradła umysły i w zamian za nie wstawiała nowe, dostosowane do ideologicznej rzeczywistości. Jak pokazuje historia jedynie w nielicznych przypadkach ktoś wyłamał się spod dyktanda solidarnego tłumu. Tylko znikomy procent był w stanie powiedzieć “nie” systemowi. My, dziś mając wykształcone, otwarte umysły powiedzielibyśmy może, że nie bylibyśmy w stanie być jak Naziści. Tego nie wiem, ale Tamar jest pewna, że Holokaust został zaplanowany jako wysublimowana machina, w której zamiast ludzi pracowały trybiki. Skradziono im umysły i dano inne. Kilka razy powtarza to w trakcie wywiadu. Jest w trakcie pisania książki, w której ma wyjaśnić ten psychologiczny i socjologiczny mechanizm napędzania lawiny Zagłady w ludzkich umysłach.
Poznali się w grobie
W styczniu 1945 r. zarządzono ewakuację więźniów przed zbliżającymi się ze wschodu żołnierzami Armii Czerwonej. Kiedy Alianci dotarli do maszerujących, wynędzniałych więźniów zorganizowali dla nich wagony i doraźną pomoc medyczną. Wielu z ocalałych umierało w trakcie podróży z zimna, wycieńczenia i paradoksalnie z jedzenia. Wygłodniały organizm nie był w stanie po kilku miesiącach głodówki poradzić sobie z normalnym odżywianiem. Na każdej stacji grzebano martwe ciała. W jednym z dołów, w trakcie grzebania zwłok były już więzień – Shmuel dostrzegł, że kobieta “przeznaczona” do zasypania jeszcze oddycha. Chciał ją ratować. Wyciągając ją z rowu, usłyszał za sobą, że ona ma przed sobą najwyżej 2 godziny życia, że szkoda energii na jej ratowanie. Tak Shmuel Lubichinsky poznał swoją przyszłą żonę Jadję z domu Baum. Tak poznali się rodzice Tamar.
Uratował ją dwa razy. Drugi raz wtedy, gdy wiedział, że nie może jej dać nic do jedzenia, choć to wydawało się najprostszym rozwiązaniem. Zamiast tego podał jej wodę i sól. Ta decyzja uratowała jej życie. Razem z resztą ocalałych udali się tym samym pociągiem do Szwajcarii.
Ot, romantyczna historia, miłość od pierwszego wejrzenia. Czym była miłość w tamtych czasach? Czy wychudzeni, zmizerniali ludzie byli skłonni do zakochania? Czy to była prawdziwa miłość, czy tylko okoliczności, które połączyły ich na zawsze? Ojciec Tamar, Shmuel pracował w Auschwitz. Był jednym z uczestników powstania przeciwko Sondercomando, w którym zginęli niemal wszyscy więźniowie. Ale nie on. Pracował przy produkcji nowej technologii bombowej typu V1 i V2. Był zbyt cenny ze swoją wiedzą i umiejętnościami. Niemcy wiedzieli kogo zabić, a kto się jeszcze może przydać. Cała II Wojna Światowa to księgowość, precyzyjnie zaplanowany biznesplan. Ideologia rasistowska tylko dała mu zielone światło do odpalenia.
W jaki sposób doświadczenia rodziców Cię dotknęły?
- “Są w każdym centymetrze mojego ciała! Mój świat był podzielony na dwa”. Całe życie Tamar żyła w dwóch równoległych rzeczywistościach. Jedną rzeczywistością była ta w domu, chowanie jedzenia, nocne krzyki, ataki psychozy, cisza, wreszcie poranny apel, wielogodzinne granie matki na fortepianie. Jej rodzice nigdy psychicznie nie opuścili obozu. Chodzili do pracy, mieli znajomych, którzy nic nie wiedzieli o ich przeszłości. Na zewnątrz “grali” normalnych ludzi. W domu budziły się demony przeszłości.
Choć Tamar nie spędziła ani jednego dnia w getcie czy obozie jej dzieciństwo i później dorosłe życie naznaczone było psychozami rodziców, którzy odreagowywali swoje przeżycia. W pewnym sensie jej rodzice odtworzyli obozowy dramat w domu, w Izraelu. Nie potrafili inaczej. Nie mieli nad tym kontroli. Zniszczone dwa życia powołały do życia kolejne życia, których nie dało się uchronić przed posttraumatycznymi kompulsjami. Kogo winić? Gdzie szukać wsparcia?
Tamar mówi, że pierwszy raz o koszmarze swojego dzieciństwa zaczęła mówić rok temu. Zdziwiłam się ogromnie. Pięćdziesiąt parę lat bez świadectwa? Bez “upuszczenia krwi”, oczyszczenia, terapii…bez porównania swojej historii z innymi, bez wsparcia…Tamar mówi, że wszystko zmieniło się, gdy jej syn rok temu poszedł do armii. Obudziło to w niej tak niewyobrażalny lęk, że ten ból porównuje do postrzału z broni. Wprawdzie jeszcze się nie umiera, ale pocisk jest w środku i niemiłosiernie boli. Lepiej zastygnąć, nie ruszać się. Przyjąć jakąś jedną pozycję byle nie pogarszać sytuacji. Tak było z nią. Trzymała ten “metaforyczny” pocisk, bo bała się, że jak go zacznie wyciągać to umrze. Problem w tym, że poczuła, iż jeśli nie podejmie ryzyka pozbycia się pocisku…umrze tak czy inaczej….
Tak opisuje swoje katharsis. Od mniej więcej roku opowiada o swoim życiu w cieniu Holokaustu. Nagrała film dokumentalny oparty na przeżyciach swoich rodziców. Kilkakrotnie była w Polsce. Coś się zmieniło. Na spotkaniu Tamar uśmiecha się, jest życzliwa i pogodna. Nie wiem czy to zasługa tego “comming outu”. Jedno jest pewne…z jej twarzy nigdy już nie znikną te mikrozmarszczki gniewu i bezsilności. Za długo tam były.
Pochylam się z szacunkiem nad jej historią. Przyszła na świat w kraju bez wojny, by całe życie poświęcić poszukiwaniu odpowiedzi. By znaleźć ulgę, odpowiedź, by zrozumieć, by usprawiedliwić? By dać swoim dzieciom lepsze dzieciństwo? Powodów zapewne jest mnóstwo.
Dzieci Holokaustu są gdzieś pomiędzy nami. Mają po 50 czy 60 lat. Z czym przyszło im się zmierzyć w dzieciństwie? Czego nie miały, co mają “normalne” dzieci bez piętna wojny? Jak zostali wychowani? Czy ich historie są podobne do tych które opowiada Tamar? Jak Tamar wychowuje własne dzieci?
Każda historia jest inna, ale jedno jest pewne, po każdej wojnie zostają zgliszcza – te materialne i te psychiczne. Z tą różnicą, że psychiczne działają jak kalka na przyszłe pokolenia.
#DoktorMengele #TamaraKetko #Aushwitz #holocaust #wywiad #ocalenizHolocaustu #syndrompostraumatyczny