Brenda: Chodź pokażę Ci kibucowy sklep! Ja: Ale ja nie mam pieniędzy? Brenda: A po co? Tu się płaci bezgotówkowo! Ja: What??? Tak proszę państwa! Jeśli kibucnik chce coś kupić, bo załóżmy wspólne śniadanie i obiad nie wystarczają (btw...z tych wspólnych posiłków można również zabrać sobie jedzenie do domu "na później" w pojemnikach. Wspominam o tym, bo te posiłki w stylu"szwedzkiego stołu" skojarzyły mi się od razu z zagranicznymi kurortami, gdzie przy kolacji na wejściu stoi ochroniarz, który pilnuje żeby nikt przypadkiem nie zabrał do pokoju nadprogramowej nektarynki:) Nie w Kibucu! Ale wracamy do sklepu! No więc załóżmy, że spacerując po kibucu "dopadł nas tzw. mały głód"....wstępujemy do sklepu. Wybieramy "co nam w żołądku gra" i przy kasie podajemy tylko swój numer kibucnika. Kwota jest odejmowana z ogólnej sumy przeznaczonej na dany miesiąc. Tak więc, przy tej transakcji ręce są czyste, nikt się nie pomyli przy wydawaniu reszty, a pani ekspedientka - członek Kibucu jest uśmiechnięta itd. Nie przestaję się dziwić... Na filmiku robimy "pokazowe zakupy". Brenda mówi po angielsku mniej więcej to co, napisałam powyżej.