top of page

Ciekawe jak Ty wspominasz spotkanie z "Wielkim Białym Słoniem" Tel Awiwu?

Zaktualizowano: 12 sty 2022



Znacie to powiedzenie, że nikt w pokoju nie chce rozmawiać o wielkim białym słoniu, którego każdy widzi ale lepiej udawać, że go nie ma? Przez wiele lat takim wstydliwym, przemilczanym słoniem miasta Tel Awiw był olbrzymi gmach Centralnej Stacji Autobusowej na południu miasta, z którego na co dzień korzysta tysiące mieszkańców i drugie tyle turystów z całego świata.

Każdy kto znalazł się w środku tego wielkiego niezrozumiałego gmachu z pewnością zadawał sobie pytanie czy przypadkiem nie pomylił adresów. Centralna Stacja Autobusowa idealnie nadawałaby się bardziej jako scenografia dla filmu o kryminalnym miejskim gangu niż budynek dedykowany mieszkańcom by bezpiecznie dojeżdżać do pracy lub jako baza wypadowa w podróżach po kraju. Choć miejsce to nie jest aż tak niebezpieczne utarło się, że właśnie tutaj skupia się mroczna strona miasta: nielegalni imigranci, narkomani, kradzieże, bezdomność i zwyczajny bród i smród. Kto był ten wie o czym piszę.

Miejsce to na pewno nie przystaje nijak do wyobrażeń turystów oraz wizerunku nowoczesnego miasta start upów jakie Izrael skrupulatnie buduje od kilku lat a już na pewno nie dokłada się do listy argumentów na rzecz tak wysokich cen za wszystko począwszy od cen noclegów a na cenach wody mineralnej kończąc.


Ale czemu temat ten jest nagle warty uwagi? Ano dlatego, że po długich bojach i 30 latach niesławy nowa (niegdyś) stacja centralna w południowym Tel Awiwie ma zostać zamknięta już 5 grudnia, czyli w moje urodziny! Jest to druga co do wielkości na świecie stacja autobusowa (pierwsze miejsce zajmuje stacja w New Delhi w Indiach). Jeśli wybierasz się w najbliższych dniach do Izraela będziesz mieć niepowtarzalną okazję zobaczyć ostatnie dni wielkiego wyrzutu sumienia miasta. A dlaczego warto to postaram się opisać poniżej. Ja wybrałam się na wycieczkę z lokalnym przewodnikiem wraz z pokaźną grupą rodowitych Izraelczyków, których też przywiodła wizja zamknięcia, a którzy nie postawili tam stopy przez ostatnich kilka lat.


To musi się udać!


Wielopiętrowe centrum komunikacji publicznej zaplanowany w nieciekawej południowej dzielnicy Tel Awiwu miał być przyczynkiem do rewitalizacji tej części miasta. Kolosalna stacja miała stać się prężnym ośrodkiem handlowym na niespotykaną dotąd w Izraelu skalę. Trzeba sobie wyobrazić, że projekt powstał już w latach 60-tych i jawił się jako futurystyczna wizja mająca wszelkie powody by przynieść ogromny sukces i wzbogacenie się dla wielu prywatnych przedsiębiorców. Wszystko układało się w idealne dopasowaną układankę. Pojawił się milioner Aryeh Pilz gotowy "użyczyć" ziemi i poprowadzić budowę. Miała być udana współpraca z miastem na rzecz zastąpienia starej niewydolnej już stacji autobusowej nową. Wreszcie byli mieszkańcy podnieceni wizją nowoczesnego centrum komunikacyjnego na miarę wielkich kosmopolitycznych metropolii.

Kilka lat wcześniej Aryeh Pilz zakupił w dobrej cenie ziemię w południowym Tel Awiwie i zaproponował władzom miasta, że sam zbuduje stację, sam znajdzie chętnych na wynajem powierzchni handlowych (z tych umów chciał sfinansować budowę). Można sobie tylko wyobrazić czego oczekiwał milioner, który proponuje zbudowanie stacji komunikacji autobusowej - jego celem był jak największy zarobek. Interes publiczny już w tym momencie stał się zakładnikiem interesu indywidualnego biznesmena. Pomysł sam w sobie jednak był obiecujący i brzmiał: tak zaprojektujemy budynek by "biedny pasażer" musiał przejść przez pasaż sklepów zanim wydostanie się z budynku. Coś podobnego jak szukanie chleba w supermarkecie: nigdy nie znajdziemy go zaraz przy wejściu do sklepu. Wygląda logicznie, nie? Wizja zarobku dla właścicieli sklepów wydawała się niemal pewna. Co więcej na starej stacji autobusowej zwykły właściciel falafela dorabiał się milionów.



Prace budowlane rozpoczęły się w 1967 roku. Za projekt od strony architektonicznej odpowiadał bardzo znany architekt Ran Karmi. Już jego nazwisko miało dodawać prestiżu nowej monumentalnej budowli, gdyż pochodził z rodziny słynnych architektów. (na marginesie warto dodać, że temu samemu człowiekowi Tel Awiw "zawdzięcza" centrum handlowe Dizengoff). Popularnym wówczas nurtem architektonicznym, którym zainspirował się Karmi był brutalizm i owa brutalność dosłownie wyziera z każdej strony budynku. Plan, który przez lata ulegał wielu przeobrażeniom zakładał ostatecznie ponad 240 tysięcy metrów kwadratowych (4 hektary), 6 pięter i 17 wejść, 13 wind. Zamysł był oczywisty: Centrum handlowe powinno przyciągać ludzi z ulicy niemal "wciągać" w labirynt sklepów oraz być nowoczesnym centrum rozrywki. Zaplanowano tutaj nawet salę kinową, meczet, synagogę, centra kultury i różnorodne usługi.

Plan 6-piętrowego gmachu i wizja jego wpływu jaki miał wywrzeć na codzienne życie sąsiadów budynku uruchomił spiralę protestów ze strony mieszkańców osiedla. I nie ma się czemu dziwić. Nawet dziś przechadzając się po 3 piętrze można umrzeć ze strachu słysząc trzęsący się sufit, hałas i widząc drgające stropy. Spokojna dotąd dzielnica miała na zawsze zmienić się w (nie)wesołe miasteczko pełne wrzasku, niekończących się wojen na najgłośniejszy klakson, spaliny.



Na skutek tych i wielu innych problemów, budowa została wstrzymana aż do lat 80 -tych kiedy to wznowiono prace. Ostatecznie oddano stację do użytku dopiero w 1993 roku - prawie 30 lat po postawieniu pierwszych fundamentów. Na przestrzeni tych lat mieszkańcy Tel Awiwu nazywali niedokończony, "rozbebeszony" budynek właśnie białym wielkim słoniem miasta, by w dniu otwarcia (na którym przemawiał także premier Itzhak Rabin) wypuścić w powietrze ogromny balon w kształcie białego słonia na znak, że można ten problem obrócić już w żart, bo oto nastąpiło nowe rozdanie.

Mój mąż wspomina, że kolosalny budynek robił wrażenie i wszyscy rzeczywiście chcieli się tam znaleźć. Było czysto, przyjemnie i praktycznie. Pomimo tak wielkiego opóźnienia i trudności powstałych przy budowie stacji w dniu otwarcia ponad 7000 osób uczestniczyło w wielkiej fecie i celebrowało nowe nadzieje. Przemawiał prezydent miasta i opowiadał o wielkiej szansie, a miejsce "pobłogosławił" premier Itzhak Rabin (w 2 lata przed jego zamordowaniem).



A więc co mogło pójść nie tak?


Intifada


W kilka lat po otwarciu stacji zaczyna się kolejna, druga Intifada, czyli powstanie palestyńskie, w efekcie którego przez kraj przelewa się fala agresji i samobójczych ataków terrorystycznych wymierzonych nierzadko właśnie w podróżujących komunikacją miejską.

W rezultacie żeby wzmocnić bezpieczeństwo podróżujących wprowadzono kontrole na wejściach do centrów handlowych i zamknięto większość z 17 wejść do gmachu budynku. To w oczywisty sposób zniechęciło wielu potencjalnych klientów, którzy przechodzili w pobliżu. Trzeba Wam wiedzieć, że ominięcie budynku z zewnątrz by skierować się do jednego z trzech głównych wejść wcale nie jest takie proste. Trzeba dosłownie nadkładać drogi. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Coraz mniej pasażerów i przechodniów było zainteresowanych wejściem lub spędzaniem dłuższego czasu wewnątrz wielopoziomowej i zawiłej jak labirynt stacji.


Własne cztery kółka


Kiedy chciano odciążyć poprzednią stację autobusową nikt nie spodziewał się, że nadejdą tak komfortowe czasy, że każda przeciętna rodzina będzie posiadała średnio dwa samochody. Dziś przeciętny Izraelczyk stoi w kolosalnym korku z tysiącami innych przeciętnych posiadaczy czterech kółek. Przy planowaniu wielkiej stacji nie wzięto pod uwagę faktu, że społeczeństwo będzie się bogacić i uciekać z autobusów publicznych. W rezultacie zamiast milionów potencjalnych klientów dziennie stację odwiedzało kilka tysięczy osób dziennie.



Zanieczyszczenie powietrza


Na początku istnienia stacji autobusy miejskie przybywały na poziom 1, a na 2 piętrze parkowały autobusy międzymiastowe. W Izraelu nie zawsze poziom 0 czy 1 oznaczają poziom wejścia. Tak samo tutaj poziomy 1 i 2 znajdowały się pod ziemią! Pojawiły się słuszne skargi, że powietrze wewnątrz budynku jest bardzo zanieczyszczone spalinami na skutek braku efektywnej wentylacji. Jako rozwiązanie zaproponowano dobudowanie 7 piętra na dachu budynku i przeniesiono autobusy na otwartą przestrzeń. Efektem tej decyzji był fakt, że z 6 i 7 piętra mało kto docierał na 1 i 2 piętro, które w zamyśle miały być centrum uciech handlowych.

Pasażerowie wysiadali z autobusów i nie mieli motywacji by zjeżdżać specjalnie na niższe piętra tylko od razu kierowali się do wyjścia. Sklepy usytuowane na niższych piętrach ucierpiały najbardziej, a one właśnie sprzedawane były jako najdroższe. Właściciele sklepików do dziś dochodzą swoich praw w sądzie z ostudzającym zapał skutkiem. Wspomniane wcześniej kino wyświetliło swój ostatni film w 1998 roku, czyli zaledwie w 5 lat po jego oddaniu do użytku. Ludzie nie mogli odnaleźć się w tym zagmatwanym budynku i stracili do niego cierpliwość.

Z tym wiąże się pewna anegdota z moim udziałem. Kiedyś byłam na stacji i umówiłam się ze znajomą, że odbierze mnie ze stacji z poziomu 0, czyli na poziomie parkingu dla samochodów. Weszłam do windy i wcisnęłam poziom 0. Okazało się, że zjechałam w jakieś katakumby, wyszłam z windy a tam nie ma żywej duszy, ale usłyszałam jakieś dziwne głosy. Kiedy się obróciłam zobaczyłam parę w miłosnym uniesieniu. "Spaliłam cegłę" i wsiadłam z powrotem do windy. Skąd wyniknął mój błąd? W Izraelu piętra nie działają tak jak w Europie. Poziomy często liczą się od dołu do góry nawet jeśli dół oznacza 3 piętra pod poziomem ulicy. Później dopiero zrozumiałam, że poziom 4 na stacji centralnej to właśnie poziom ulicy, czyli parter a ja zjechałam 3 piętra niżej w poszukiwaniu wyjścia. Aby dotrzeć do autobusu trzeba wjechać dwa piętra czyli z 4 na 6.



Opuszczone lokale i nowe pomysły właściciela


Ok. 200 sklepów stoi do dziś pustych. Czasem trudno ustalić właścicieli i nie ma do tych lokali wstępu. Nie wiadomo co się w nich znajduje, czy ich zawartość nie stanowi zagrożenia w razie pożaru. Z tych i wielu innych wspomnianych wyżej powodów nowi właściciele nieruchomości chcą zamknąć stację i rozpocząć w tym miejscu w nową inwestycję. Doszło do sytuacji, w której stacja autobusowa tak istotna wciąż dla wielu podróżujących jest w rękach prywatnych i musi działać zgodnie z intencją właściciela prywatnego.


Obłęd w oczach


Zawsze kiedy korzystam ze stacji centralnej (stąd jeżdżą wszystkie żółte prywatne busiki także w szabat) widzę, że to zupełnie inny świat. Świat biedy, narkomanii i bezdomności. Jeśli wydaje się Wam, że w Tel Awiwie nie ma biedoty to widok ludzi z narkotycznym obłędem w oczach właśnie wokół stacji szybko wyprowadzi Was z błędu. Właśnie dlatego nikt z lokalnych mieszkańców "nie rzuca się" by polecić skorzystanie z miejskiej komunikacji. Południowy Tel Awiw to często szok dla podróżnych. To często obraz nędzy i niesprawiedliwości, gdzie skupiają się nierzadko ludzie będący z jakiegoś powodu wyrzutkami izraelskiego społeczeństwa. Tutaj mieszkają w sporej liczbie nielegalni imigranci z Afryki (Sudanu, Erytrei). To właśnie ich można zobaczyć spętanych mrokiem narkomanii. Młodzi ludzie, którzy u bram Izraela nie znaleźli Ziemi Obiecanej. Kilkanaście lat temu Izrael zmienił prawo imigracyjne dla uchodzców i tak dziś w Izraelu wielu imigrantów pozakładało już rodziny i nadal nie ma wyjaśnionego statusu w Izraelu, choć ich dzieci posiadają już izraelskie paszporty i uczą się w izraelskich szkołach.


Start up dla nieuprzywilejowanych


Mimo pesymistycznych opisów stacja centralna była dla mnie zawsze miejscem pociągającym i jak się okazuje nie tylko dla mnie. Co tydzień odbywają się tutaj wycieczki z lokalnym przewodnikiem, który opowiada historie tego miejsca, a na 240 tysiacach metrów kwadratowych dzieje się cały świat. W tak wielkim miejscu, z tak wieloma zakamarkami zwykle pojawia się szara strefa, drugie mroczne życie, nierzadko z kryminałem w tle. Ale jest też sporo pięknych inicjatyw, dzięki którym ogromny bezduszny budynek dla wielu jest schronieniem i nadzieją. To tutaj swoją działalność prowadzą fundacje i stowarzyszenia działające na rzecz mniejszości i imigrantów. Działa tutaj klinika medyczna i przedszkole dla dzieci i rodzin imigrantów z Afryki. Jest lokalny teatr, gdzie wolontariusze tworzą sztuki za darmo dla otwartej publiczności. Jest start up New Direction edukujący dzieci emigrantów w zakresie programowania by umożliwić im start w izraelskim hi-tech'u. Jest kościół, gdzie co tydzień spotykają się tzw. care-givers czyli Filipinki, Hinduski czy Tajki, które legalnie pracują w Izraelu w branży opiekuńczej. Ustawowo mają jeden dzień w tygodniu wolny - niedzielę. W kościele (który jest po prostu salą w stylu świetlicy) mogą nawiązać przyjaźnie i poczuć więź z osobami z tego samego kręgu kulturowego. Idąc za tą samą potrzebą właśnie tutaj znajduje się jedyny w Izraelu targ warzyw oraz przysmaków azjatyckich. Wreszcie to tutaj znajdziemy być może jedyny na całym świecie (na taką skalę) skład literatury w języku Yidish pod nazwą Centrum Kultury Yidish. Prowadzi go Mandy Cahav, który hobbistycznie gromadzi książki, gazety, wydawnictwa w języku yidish od Żydów z całego świata, w tym także oczywiście z Polski. W niedziele wieczorem można wybrać się tam by posłuchać muzyki klezmerskiej.


Jeśli jesteś wielbicielem sztuki miejskiej z pewnością zaznasz tutaj satysfakcji - na 6 i 7 piętrze znajduje się bardzo długi korytarz z niekończącymi się graffiti, autorstwa ponad 100 artystów, w tym także z zagranicy. Wiele z nich uwieczniłam w poniższej galerii zdjęć.

Jeśli nie zdążysz się już wybrać na stację lub będzie Ci nie po drodze pamiętaj, że zrobiłam Ci przysługę tymi zdjęciami. Okropnie tu jednak śmierdzi:)





A jeśli kochasz Izrael i szukasz pomysłu na prezent wejdź koniecznie do mojego SKLEPU.











0 komentarzy

Comments


bottom of page