top of page

Dylemat palestyńskich pracowników

Zaktualizowano: 29 sty


Jest mnóstwo tematów i decyzji, które codziennie piętrzą się na biurku Premiera Netanyahu i gabinetu wojennego. Izrael działa obecnie na wielu frontach, usiłując zarządzać jednym z największych kryzysów w swojej 76-letniej historii. Niezwykle skomplikowana wojna w Strefie Gazy, zagrożenia na Zachodnim Brzegu, nieustanne ostrzeliwanie na północy przez Hezbollah, ataki Huti na Morzu Czerwonym, ścisła i wymagająca współpraca z Amerykanami, trudna sytuacja ekonomiczna w kraju, a także słabnąca legitymacja dla sposobu działania Izraela na świecie to tylko wierzchołek góry lodowej, który widać gołym okiem.


Jest jednak jeden temat, który wymaga pilnej decyzji, zanim wybuchnie Izraelowi prosto w twarz. Takim dylematem jest polityka Izraela wobec ok. 150 tysięcy palestyńskich pracowników z Zachodniego Brzegu. Po apokaliptycznym i szokującym ataku 7 października granice zostały zablokowane w obawie przed wybuchem Intifady, a strumień pracowników, którzy na co dzień przybywał do Izraela do pracy w budownictwie, rolnictwie, czy w handlu, ale i coraz częściej w Hi tech - u został oficjalnie całkowicie zakręcony.


Do 6 października wg wszelkich szacunków w Izraelu pracowało legalnie między 15 - 20 tysięcy pracowników przybywających ze Strefy Gazy oraz ok. 150 tysięcy legalnych pracowników z Zachodniego Brzegu. Dodatkowo uznaje się, że ok. 30 tysięcy pracowników pracowało bez wymaganych dokumentów, przedostając się na teren Izraela przez znane dobrze obydwu stronom tzw. "dziury w płocie". Czasem uszczelnianie a czasem poluzowywane. W zależności od sytuacji. Pisałam o tym już wcześniej w 2021 roku przy okazji kampanii szczepień dla pracowników z Autonomii.




Strach i izolacja



Powiedzieć, że to wymagająca i skomplikowana decyzja to nic nie powiedzieć. Poza szeregiem wyzwań związanych z bezpieczeństwem najtrudniejsza wydaje się bariera psychologiczna. Grudniowa ankieta przeprowadzona na Zachodnim Brzegu nie pozostawiła wątpliwości, gdzie plasują się polityczne sympatie mieszkańców Autonomii. Ponad 80% mieszkańców Zachodniego Brzegu poparło zasadność okrutnego ataku na ponad 20 cywilnych wiosek 7 października i to po ujawnieniu całej gamy tortur zastosowanych przez terrorystów. 44% respondentów popiera Hamas jako przyszłą partię rządzącą na Zachodnim Brzegu, a niemal 90% chce, by dotychczasowy prezydent Autonomii Palestyńskiej Muhammad Abbas ustąpił ze swojego urzędu. Gdyby w wyborach mógł wziąć udział przebywający w więzieniu od 2002 roku Marwan Barghouti (działacz partii Fatach, skazany na dożywocie za morderstwa i kierowanie atakami samobójczymi w trakcie dwóch powstań palestyńskich) prawdopodobnie byłby ich zwycięzcą. Po stronie izraelskiej także na próżno szukać realnego lidera, który umiałby nakreślić wizję pokojowego współistnienia. Przynajmniej nie w tej chwili. Wśród Izraelczyków, badania opinii publicznej także kreują ponury obraz przyszłości, w której konflikt będzie się tylko umacniał, o ile nie przydarzy nam się jakiś polityczny cud przywództwa, który będzie w stanie odmienić posępne oblicza patrzących w przyszłość zwykłych obywateli. Historia zna jednak przypadki, w których szokujące i bolesne wydarzenia doprowadziły do trwałych, pozytywnych w długiej perspektywie przemian. Nic innego nam nie pozostało jak tylko ufać, że tak będzie w tym przypadku, bo czy ta ziemia może przyjąć jeszcze więcej krwi i beznadziei?


Można być pesymistą, ale nie można uciec od rzeczywistości. Los Izraelczyków był, jest i będzie przenikał się z losem Palestyńczyków czy się to komuś podoba czy nie. Jesteśmy na siebie "skazani" i tylko od nas zależy, jak ten przysłowiowy wyrok przeżyjemy. W tej ciasnej celi możemy ciągle "podkopywać pod sobą dołki", albo wreszcie nauczyć się nie następować na swoje wrażliwe miejsca. Zdaję sobie sprawę z tego, że to metafora dziecięca i naiwna. Potrzebujemy jednak idei, metafor i nadziei, by przetrwać w tym mroku, ponieważ na zaakceptowanie wiecznej wojny w głowie i na froncie nas zwyczajnie nie stać. I to nie ma nic wspólnego z pieniędzmi. Izrael pragnąc wygrać moralnie i dyplomatycznie, musi przyjąć wizję, w której konflikt izraelsko - palestyński przestanie być narzędziem w rękach cynicznie grających nim radykałów islamskich, ale i wielkich mocarstw, które w ciągłej piromanii na Bliskim Wschodzie widzą środek do osiągania swoich celów.



Silna Autonomia Palestyńska jest w naszym interesie



Zarówno Izraelczycy, jak i Palestyńczycy nie zamierzają się poddać w swoich pragnieniach i ustępować drugiej stronie, ale na co dzień trzeba jakoś żyć. Dosłownie żyć. Wyżywić siebie i swoje dzieci. Z takiej właśnie humanitarnej pozycji wychodzi w tej chwili wojsko na najwyższych szczeblach oraz ostrożnie także premier najbardziej prawicowego rządu w historii Izraela - Binyamin Netanyahu, który rozumie, że 150 - 180 tysięcy palestyńskich pracowników utrzymuje kilkaset tysięcy rodzin na Zachodnim Brzegu. Minister Obrony Narodowej Yoav Gallant w niedawnym wystąpieniu powiedział, że "silna Autonomia Palestyńska to nasza gwarancja bezpieczeństwa. Bez żadnej przesady”.


Mimo że taka liczba pracowników jest bez wątpienia istotna dla izraelskiej ekonomii, naciski nie płyną od Ministra Finansów. Naciski są z tzw. terenu, a w terenie na własne oczy pogrążoną w desperacji Autonomię Palestyńską widzą żołnierze i ich przełożeni. Oni wiedzą najlepiej, że desperacja, pełna nienawiści edukacja i brak nadziei zaprowadzi kolejne pokolenie młodych ludzi w objęcia terroru. Oczywiście w tej miksturze konieczny jest jeszcze jeden składnik-ideologia. Radykalny islam nigdy nie miał się lepiej w Gazie i na Zachodnim Brzegu, gdzie ataki terrorystyczne przeprowadza nie tylko Hamas, ale i Islamski Dżihad oraz kilka innych mniejszych organizacji inspirowanych ideami ISIS. Ilość broni, jaką dysponował Hamas w dniu 7 października oraz poszczególne jednostki tej organizacji na Zachodnim Brzegu jest zatrważająca.



Urządzić się z ...honorem



Od kilkudziesięciu lat Autonomia Palestyńska systemowo wspiera i zachęca Palestyńczyków do dokonywania aktów terroru na Izraelczykach-głównie Żydach. W "państwie" palestyńskim (Autonomia nie jest co do definicji państwem), w którym przeciętne wynagrodzenie miesięczne wynosi między 2500 - 3000 szekli wypłata wynagrodzenia za przeprowadzony atak jest dla wielu ludzi nadzieją na lepszy los dla siebie i swojej rodziny. Według tego brutalnego cennika osoba, która zaatakuje nożem Żyda i dostanie wyrok między 5-10 lat więzienia będzie otrzymywać 4000 szekli miesięcznie. Na tym nie koniec motywujących benefitów. Po wyjściu z więzienia skazany otrzyma dodatkowo jednorazowy grant w wysokości 17 tysięcy szekli (4500 USD) oraz automatycznie stopień wojskowy (tym wyższy im więcej lat spędzonych w więzieniu). Dzieci skazanego będą zwolnione z opłat za przedszkola, szkoły i uniwersytety oraz opiekę zdrowotną. Najwyższe przewidziane wynagrodzenie to 12 tysięcy szekli za każdy miesiąc odsiadki (30 lat) i ok. 100 tysięcy szekli jednorazowego grantu po wyjściu z więzienia. Podobne "wynagrodzenia" otrzymuje rodzina terrorysty, który zginie w trakcie ataku.


Krótko mówiąc, terrorysta przez wszystkie te lata żyje na koszt izraelskich podatników, może ukończyć uniwersytet, zyskuje sławę i szacunek w swoim kraju i zapewnia swojej rodzinie wygodniejsze życie w miejscu, gdzie dominuje bieda i niedostatek. Kultura wynoszenia na piedestał męczenników i czczenia ich pamięci dodaje do tej mieszanki kolejny istotny kulturowo motywator-honor, a ten dla wielu mieszkańców na Bliskim Wschodzie jest ważniejszy niż samo życie.


Problemy finansowe w Autonomii Palestyńskiej nie ograniczają się oczywiście tylko do pozwoleń na pracę na terenie Izraela. Bezrobocie w Autonomii wynosi obecnie ponad 30%. Urzędnicy zatrudniani przez aparat państwowy przez ostatnie dwa lata otrzymywali tylko 80% swoich poprzednich pensji. Od wybuchu wojny z Hamasem w Gazie zarobki zostały obniżone do poziomu 50% oryginalnego wynagrodzenia. Kilkaset tysięcy Palestyńczyków pracuje więc za głodowe stawki, popadając w długi, marazm i głód.


Budżet Autonomii Palestyńskiej zasilają dwa główne źródła dochodów: podatki i cła ściągane przez Izrael, a następnie przekazywane Autonomii, co jest rezultatem tzw. Porozumień z Oslo. Średnia miesięczna wysokość tych podatków to 500 do 700 milionów szekli. Są to w 100% pieniądze należące do Palestyńczyków. Do wybuchu wojny z Hamasem pieniądze były regularnie przekazywane Autonomii. Po 7.10 Minister finansów Bezalel Smotrich wiedząc, że ok 100 milionów jest przekazywanych Hamasowi w Gazie, zablokował przelew tych środków. Muhammad Abbas uniósł się honorem i pieniędzy później przyjąć nie chciał. Ostatecznie przelew został wykonany za pośrednictwem Banku w Norwegii. Drugim kluczowym składnikiem budżetu były olbrzymie dotacje od państw krajów zachodnich i arabskich oraz wpłaty od indywidualnych darczyńców. Te, ze względu na ujawnione m.in. powiązania pracowników UNRWA z Hamasem i bezpośredni udział w atakach na cywilów 7.10 kurczą się z dnia na dzień.


Na ulicach obozów dla uchodźców także coś się zmieniło. Coraz więcej młodych ludzi-głównie mężczyzn, obnosi się z posiadaniem broni w swoich społecznościach wyrastając na miejscowe legendy.



Nic dziwnego, że sytuacja na Zachodnim Brzegu gęstnieje i nie trzeba być szczególnie przewidującym, by wyobrazić sobie, że ktoś z dotychczasowych graczy będzie chciał skorzystać na ogromnej frustracji Palestyńczyków. Na to początkowo liczył Hamas wzywając wszystkich Muzułmanów do ataku na Żydów i Izraelczyków po ataku 7 października. Do ataków wprawdzie dochodziło, ale nie na taką skalę, jakiej Hamas by sobie życzył.



Pisząc o barierze psychologicznej związanej z przywróceniem pracowników z Autonomii w Izraelu, warto podkreślić, że ataki terrorystyczne popełnione przez legalnych pracowników należą mimo wszystko do rzadkości (choć niewątpliwie jest to poczucie zaatakowania przysłowiowym "nożem w plecy"), dlatego wysiłki w zapewnieniu bezpieczeństwa Izraelczykom powinny się skupić na nielegalnych pracownikach tzw. Shabahim. Oni przekraczają granicę poza radarem służb Shinbetu/wojska i to oni stanowią największe zagrożenie.



Nie wiem, co nas czeka w ciągu najbliższych kilku miesięcy. Nie wiem, czy jesteśmy na drodze do deeskalacji czy najpierw będzie musiało być jeszcze gorzej, żeby później mogło być dużo lepiej (np. dodatkowa wojna z Hezbollahem na północy). Myślę, że nie wpuszczenie palestyńskich pracowników to tykająca bomba, której nie możemy zignorować. Nie tylko ze względów bezpieczeństwa, finansowych, ale i moralnych.



Izraelczycy są pogrążeni w smutku, traumie i lęku o swoje życie i przyszłość swoich dzieci. Patrzymy na teraźniejszość i przyszłość w czarnych barwach. Mówię także w swoim imieniu. Ale jak to powiedział jeden z dziennikarzy specjalizujący się w temacie Palestyńczyków - Ohad Hemo, nawet kolor czarny ma wiele odcieni i biada nam, jeśli nie będziemy dostrzegać różnic pomiędzy nimi. Tak samo, jeśli nie będziemy umieli dostrzec różnicy między ludźmi dobrymi i złymi.


Chcesz otrzymywać unikalne wiadomości ode mnie o tym się dzieje z nami i w Izraelu? Zapisz się do Newslettera


Spodobał Ci się ten i inne artykuły? Możesz wspierać moje pisanie wirtualną kawą lub zakupami w moim skromnym sklepie internetowym.
























2 komentarze

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page