Alex Dancyg od 136 dni jest uwięziony w tunelach w Gazie. Jak wygląda życie po porwaniu ojca opowiada jego syn Yuval Dancyg.
Niewiele jest ostatnio dobrych informacji po 7 października. Powiadomienia na naszych telefonach są na co dzień bardzo ponure. Wczoraj obudziliśmy się z nieco lepszymi wiadomościami na temat dwóch zakładników, którzy zostali odbici z mieszkania terrorystów w sercu miasta Rafah w Strefie Gazy. Jakie są Twoje odczucia z tym związane jako rodziny, której te wieści bezpośrednio niestety niej dotyczą, ale są na pewno znaczącym wydarzeniem?
Dla mnie to były wspaniałe wieści i emocje. Wielokrotnie spotkałem się z rodziną Fernando i Luisa w trakcie tych 4 miesięcy i staliśmy się przyjaciółmi. Wiem, że są rodziny porwanych, którym towarzyszą mieszane uczucia. Boją się, że ta operacja będzie stanowić bezpośrednie zagrożenie dla ich bliskich w niewoli. Ja osobiście mam nadzieję, że taki sukces i operacja wywrą presję na Hamas, który powoli traci kontrolę w Strefie Gazy.
Ostatnie rzetelne wiadomości na temat stanu zdrowia i kondycji Alexa, Twojego taty, poznaliśmy z relacji uwolnionych zakładników, którzy przebywali z nim w niewoli. To było ponad 2 miesiące temu. Czy od tamtego czasu pojawiły się jakieś nowe wskazówki, informacje?
Nie wiemy nic nowego na temat zdrowia taty, natomiast przeszło 3 tygodnie temu otrzymaliśmy z wojska zdjęcia z tunelu, w którym Alex na pewno przebywał. Ustalono to na podstawie danych DNA. Wiemy więc, w jakich warunkach przebywał tata, choć nie wiemy dokładnie jak długo, ani na jakim etapie.
Co przyszło Ci do głowy, kiedy zobaczyłeś te zdjęcia? Jakie uczucia temu towarzyszą?
Po pierwsze to są mieszane uczucia. Z jednej strony zadziwia, że w tych tunelach jest podstawowa infrastruktura. Jest toaleta, proste materace, bardzo słaba, ale jednak, wentylacja. Z ulgą przyjąłem informację, że tato nie spał tam na podłodze. To, co stanowi problem to warunki sanitarne. Ponadto wygląda na to, że porwani śpią niemal jeden na drugim, ponieważ te tunele są bardzo ciasne. To jest miejsce gorsze niż więzienie i warunki są nieludzkie w porównaniu z izraelskimi więzieniami. Jedno jest pewne, wraz z postępem wojny te warunki będą z tygodnia na tydzień coraz gorsze. Lokalizacja porwanych nieustannie się zmienia, przemieszczają się w pośpiechu i są pod presją.
Naszym największym zmartwieniem jest brak koniecznych leków. To nas martwi o wiele bardziej niż warunki. Wiemy, że tato otrzymywał jakieś leki na początku, ale nie do końca takie, jakie powinien i nie wiemy jak to wygląda dziś.
Chciałabym wrócić na moment do tych pierwszych dni po ataku 7 października. Opowiedz mi jak dowiedzieliście się, że Alex został porwany oraz na jaką pomoc państwa, instytucji, urzędów mogliście liczyć na samym początku?
Około godziny 18 po południu wojsko dotarło do kibucu Nir Oz, gdzie udało im się wejść do domu Alexa. Przekazano nam, że dom i schron są puste a ślad po tacie zaginął. Nie wiedzieliśmy na tym etapie, co to oznacza. Na początku proszono rodziny o zgłaszanie zaginionych oraz przywiezienie próbek DNA. Proszono, by dostarczyć służbom na przykład szczoteczkę do zębów Aleksa, co na tym etapie było zwyczajnie niemożliwe. Po kilku rozmowach z różnymi instytucjami zrozumieliśmy, że system jest w kompletnym chaosie. Wszyscy bardzo chcieli pomóc, ale nie wiedzieli do końca ani co powiedzieć rodzinom, ani jakie działania podjąć, by znaleźć tatę. Postanowiliśmy działać sami na różnych polach. Jedyną wskazówką była informacja, że dom był pusty i nie znaleziono ciała. Z drugiej strony wiadomo było, że mnóstwo ciał znajduje się w okolicy i służby nie zdążyły jeszcze wszystkich zidentyfikować. Uruchomiliśmy wszystkie kontakty w szpitalach w kraju, by sprawdzić, czy nie trafił do jednego z nich. Równolegle pojawiały się doniesienia o porwaniach, także przyjęliśmy bolesne założenie, że prawdopodobnie tato także został porwany, choć przez wiele dni nie było na to żadnego dowodu.
Dopiero 13 dni po ataku otrzymaliśmy informację, że telefon taty został zlokalizowany w Gazie, choć to i tak nie było ostateczne potwierdzenie, ponieważ także telefony mojej siostrzenicy i mamy zostały namierzone na terenie Gazy, a one szczęśliwie są między nami.
Ostateczny dowód pojawił się 23 października, kiedy Hamas postanowił zwolnić dwie starsze kobiety. Jedna z nich Yocheved Lipshitz (lat 85), która znała tatę z kibucu, potwierdziła, że spotkała go w tunelu w Strefie Gazy.
Pytasz mnie, jakie były pierwsze dni? Bardzo intensywne, pełne niepewności, chaosu i działania 24/7. Wiedzieliśmy, że tata jest mocno związany z Polską i ma polskie obywatelstwo, więc w pierwszej kolejności postanowiliśmy wykorzystać ten kierunek. Nawiązaliśmy kontakt z Ambasadą Polski w Izraelu. Chcieliśmy nagłośnić sprawę w Polsce i wywrzeć presję drogami dyplomatycznymi. Udało nam się spotkać z prezydentem Andrzejem Dudą i kilka innymi osobami odpowiedzialnymi za bezpieczeństwo narodowe. Wiem, że próbowali pomóc swoimi kanałami, chociażby uzyskać więcej informacji na temat Alexa za pomocą kontaktów z Katarczykami. Sytuacja była o tyle utrudniona, że w Polsce w tych dniach zmieniła się władza i na razie nie udało nam się zbudować relacji z nowym rządem. Myślę, że ma to związek z tym, że Izrael nie jest popularny aktualnie w Polsce. Mam nadzieję, że niedługo uda nam się spotkać z nowym premierem.
Jak Twoja rodzina funkcjonuje od dnia ataku? Wiem, że jesteś bardzo mocno zaangażowany we wszelkie działania, które mają podnieść świadomość, wywrzeć presję, utrzymywać temat i los porwanych w świadomości publicznej. W jednym z wywiadów powiedziałeś, że członkowie Twojej rodziny korzystają z pomocy psychologicznej a Ty na razie po taką pomoc nie sięgasz.
Ja osobiście nie wiem, kiedy i czy skorzystam z pomocy psychologicznej. Nie mniej jednak emocjonalnie to jest bardzo trudne. Są nieco lepsze i gorsze dni. Minęły też ponad 4 miesiące i wydarzyło się już wiele od tego czasu. Mój syn miał w między czasie Bar micwę. Pierwszy miesiąc był bardzo emocjonalny, chaotyczny. Później byłem już bardziej skupiony na aktywnościach, które mogą realnie pomóc. Wyjechaliśmy też z rodziną na ponad miesiąc poza Izrael, co było związane z wywiadami w Europie. Moje dzieci są w wieku 6,11 i 13 lat, także starsze dzieci rozumiały doskonale, co się stało, choć na początku w ogóle o tym nie rozmawialiśmy. To może wydawać się okropne, ale w tym wszystkim zbudowaliśmy też rutynę. Dzieci chodzą do szkoły. W domu staramy się nie oglądać wiadomości. Jak dzieje się coś znaczącego to przekazujemy takie informacje dzieciom. Pewnego dnia moja 6 letnia córka wzięła do ręki gazetę, gdzie były zdjęcia porwanych. Znalazła zdjęcie dziadka i wskazała palcem mówiąc: porwany dziadek! Ale nie rozumie, co to oznacza. Zgadzam się z moją żoną, że dzieci muszą żyć swoim życiem i staramy się zapewnić w miarę normalne warunki. Moja żona jest dla mnie ogromnym wsparciem mentalnym, pomaga mi przygotować się do wywiadów, ustawia mnie do pionu, gdy mam kryzys.
Pamiętaj, że porwanie mojego taty to nie jedyna tragedia do przepracowania w mojej rodzinie. Mój wujek Itzik Elgerat (lat 69) także został porwany (został postrzelony w rękę).
Rodzina mojej siostry przeżyła traumatyczne godziny walcząc z terrorystami, którzy strzelali do nich w ich własnym domu. W pewnym momencie rzucali także granatami, a na koniec podpalili ich dom. Kiedy zaczęli się dusić podjęli dramatyczną decyzję, by wyskoczyć przez okno, podejmując ryzyko, że zostaną zastrzeleni. Na szczęście w tych samych chwilach przybyło wojsko i zaczęło przejmować kontrolę nad kibucem, stąd żaden terrorysta nie czekał na nich z bronią na zewnątrz. Rodzina mojego młodszego brata godzinami siedziała w schronie skąd słyszeli krzyki, strzały oraz czuli świąd palonych w pobliżu domów. Na szczęście terroryści z jakiegoś powodu ominęli ich dom. Moja mama wraz z odwiedzającą ją na święta siostrzenicą (córką mojego najstarszego brata) przez 7 godzin z całych sił trzymała drzwi schronu w domu, który był ostrzeliwany przez terrorystów. To są historie, które będą nas prześladować całe życie.
Ja osobiście tego dnia byłem daleko u rodziny pod Jerozolimą. Nie mogłem nic zrobić. Dostawałem tylko rozpaczliwe wiadomości od najbliższych członków rodziny i nie wiedziałem jak to się skończy. Ostatnia wiadomość od Alexa mówiła tylko, że czeka na pomoc wojska.
W porównaniu z moją rodziną, moja sytuacja jest dużo lepsza. Nie uczestniczyłem w tym horrorze osobiście, moje dzieci nie przeżyły próby ludobójczej, nie jesteśmy uchodźcami tak jak moi bracia. Oni mieszkają od ponad 4 miesięcy w ciasnych pokojach w hotelach trawiąc doświadczenia tego dnia.
Pracuję na co dzień, choć oczywiście nie w pełnym wymiarze i jestem wdzięczny mojej firmie, że toleruje moje nieobecności, kiedy poświęcam się działaniom na rzecz sprowadzenia taty do domu.
W tej chwili mamy 134 porwanych, a więc także 134 rodziny, które nadal czekają na wieści o swoich bliskich. Opowiedz trochę o tej “rodzinie rodzin porwanych”, która się spontanicznie utworzyła w tak skrajnych okolicznościach? Kto zarządza działaniami rodzin? Jak to wygląda z bliska?
To jest bardzo skomplikowane i różnorodne. Jak to zwykle bywa między Żydami - ile osób, tyle opinii. Słusznie ujęła to jedna z matek Hadar Goldin - nie jesteśmy jedną rodziną, jesteśmy wieloma, odrębnymi rodzinami, które mają ten sam cel. Główną organizacją, która reprezentuje rodziny porwanych jest oddolna inicjatywa obywatelska wolontariuszy. Ja osobiście nie czuję się ich częścią, ponieważ po pierwsze oni działają w Tel Aviv, a ja mieszkam w Beer Shebie, poza tym mamy trochę inne priorytety. Ja nie do końca wierzę w skuteczność protestów i blokad na ulicach. Ich niektóre inicjatywy mają rys polityczny, a ta mnie nie interesuje. Chcę się skupić na działaniach praktycznych.
W tej ogromnej grupie ludzi są podgrupy, które dzielą te same przekonania odnośnie tego, co należy zrobić, by osiągnąć ten wspólny cel. Ja osobiście zyskałem niemało przyjaciół, z którymi spędzam sporo czasu i prawie codziennie rozmawiam przez telefon. Jak słyszę w mediach wywiady z nimi lub pojawiają się informacje na temat ich bliskich traktuję je bardzo osobiście. Tak blisko jestem właśnie z rodziną uwolnionych wczoraj Fernando i Luis. Byłem autentycznie szczęśliwy, kiedy usłyszałem o uwolnieniu ich przez wojsko.
Trzeba powiedzieć, że temat porwanych ewoluował w Izraelu w ciągu ostatnich 4 miesięcy. Dla wszystkich jest to temat niezwykle ważny, ale na liście priorytetów nie u wszystkich występuje na absolutnie pierwszym miejscu. Sformułowane przez Gabinet Bezpieczeństwa dwa cele wojny: uwolnienie porwanych i całkowite zniszczenie Hamasu nie dają się logicznie pogodzić, czego efektem jest rosnący podział w społeczeństwie, a do dyskusji wkraczają stare, znane nam sprzed wojny polityczne podziały na “prawaków i lewaków”. Jak to wygląda z Twojej perspektywy?
Moim zdaniem, dla większości rodzin porwanych kwestia ich uwolnienia jest zupełnie apolityczna. Zgadzam się, że pojawiają się wyjątki, które chcą wywrzeć presję polityczną wykorzystując dylemat porwanych, co media niestety podchwytują. W kwestii uwolnienia zakładników nie powinno być nic politycznego. Między nami, rodzinami porwanych może dochodzić do największych kłótni na temat tego, jaką strategię należy przyjąć - czy trzeba zwiększyć presję militarną czy korzystać głównie z dyplomacji, by sprowadzić porwanych, ale każda taka rozmowa zakończy się uściskiem i miłym słowem.
Obserwując dynamikę między rodzinami porwanych trzeba też wziąć pod uwagę, że Ci ludzie są zwyczajnie zmęczeni, jest coraz mniej nadziei. Czas jest przeciwko nam i każdy dzień to wieczność. Mija prawie 5 miesięcy sprintu na dystansie maratonu. Mogę posłużyć się swoim przykładem. Na początku działałem bez chwili wytchnienia, próbowałem wszystkiego i to doprowadziło do tego, że w pewnym momencie zupełnie opadłem z sił i przestałem funkcjonować na kilka dni. Aktualnie selekcjonuję konkretne działania, które mają większy potencjał przełożenia się na jakiś konkretny efekt.
Co dzieje się poza zasięgiem i relacjami medialnymi? O czym przeciętny Izraelczyk i odbiorca mediów nie wie?
Wbrew pozorom bardzo wiele inicjatyw i spotkań związanych z próbą uwolnienia zakładników dzieje się poza radarem mediów. Przeciętny Izraelczyk otrzymuje głównie obrazy z protestów, cotygodniowych demonstracji ect. To okazja żeby podkreślić, że zakres działań dyplomatycznych, jakie mają miejsce od pierwszego dnia wojny jest szalony! Nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wiele krajów jest wciągniętych we współpracę przy uwolnieniu porwanych. Nie o wszystkim mogę powiedzieć, ale liczba spotkań, zaangażowania i wspólnych wysiłków na najwyższych szczeblach w wielu krajach jest ogromna. Myślę, że nie przesadzę jeśli powiem, że to najszerzej zakrojona misja dyplomatyczna w historii Izraela. Odnoszę wrażenie, że tego izraelski odbiorca nie jest do końca świadomy. Oczywiście można powiedzieć, że to wszystko bezskuteczne skoro mój tata nadal znajduje się w Gazie, ale to nieprawda. Znaczenie tych spotkań jest ogromne.
Czy w Twoim mniemaniu izraelski rząd, wojsko, instytucje robią wszystko, co możliwe, by sprowadzić porwanych do domu?
Moim zdaniem tak. Wiem, że wśród rodzin porwanych i części społeczeństwa są tacy, którzy uważają, że zakończenie wojny jest jedynym rozwiązaniem dla porwanych, jednak ja się z tym nie zgadzam. To bardziej skomplikowane. Nie ma pewności, że nawet zakończenie wojny zwróci porwanych. Do tej pory wszystkie umowy o zawieszeniu broni zostały przez Hamas złamane.
Nir Oz to kibuc oddalony o 2 kilometry od granicy z Gazą. Myślę, że ktoś kto nie ma nadziei na pokój nie mieszkałby tak blisko Strefy Gazy. Jakie są poglądy Alexa na konflikt izraelsko - palestyński?
Wychowałem się w Nir Oz jeszcze w czasach, gdy Strefa Gazy była zupełnie innym miejscem. Razem z bratem jeździliśmy rowerami po granicy, a w kibucu pracowali na co dzień Palestyńczycy z Khan Yunis czy z Rafah. W wojsku byłem na służbie w Strefie Gazy. Poznałem tam wielu Palestyńczyków o zupełnie innej mentalności niż dziś. 20 lat reżimu Hamasu zrobiło swoje w głowach mieszkających tam ludzi. Mój tata osiedlił się w Nir Oz na długo przed tymi przemianami, w czasach gdy pokój tlił się tuż za rogiem. Kiedy Hamas przejął władzę w Strefie Gazy tato miał nadzieję, że prędzej czy później dojdzie do porozumienia. Mam nadzieję, że doświadczenie niewoli nie pozbawi go tej wiary w ludzi, którą zawsze miał.
Krąży taka informacja, która niejako portretuje Alexa jako siedzącego w niewoli wykładowcę, który prowadzi dyskusje ze współwięźniami i przetrzymującymi ich terrorystami. Co wiemy na ten temat z pierwszej ręki?
To rzeczywiście plotka. Tato nie wykładał tam żadnych historii terrorystom, nie wdawał się w dyskusję z nimi. Prawda jest taka, że tato wraz z dwójką innych porwanych postanowił, że musi pozostać przy wszystkich zmysłach, dlatego musiał sobie znaleźć zajęcie. W ten sposób umówili się, że każdy z nich będzie opowiadał innym w miarę możliwości jakąś historię każdego dnia. Informacje te zostały nam przekazane przez osoby zwolnione 80 dni temu z niewoli, które znajdowały się w tej samej grupie. Była to grupa ok 12 osób. Nie miało to nic wspólnego z prowadzeniem wykładów. W dniu, kiedy taka plotka pojawiła się w mediach rozdzwoniły się telefony. Dziennikarze ale i odbiorcy nie rozumieli znaczenia tej informacji. Nie rozumieli kontekstu. Dość często obserwuję, że dziennikarze nie mają świadomości, co mówią i jakie to ma znaczenie dla osób, których to dotyczy. Przykładowo w momencie, kiedy kamera pokazała po raz pierwszy uwolnioną Adi Sagi (lat 75) jedna z reporterek na wizji powiedziała, że Adi świetnie wygląda. Nie mogłem wyjść ze zdumienia, dla mnie wyglądała strasznie. Znam ja, więc mogę ocenić jak wyglądała wcześniej. Nie miała koniecznych jej do widzenia okularów i wyglądała bardzo źle. Słyszałem wiele podobnych komentarzy w mediach, które nijak miały się do rzeczywistości.
Zastanawiałeś się nad tym, co sprawiło, że akurat Twój tata został porwany a ktoś inny został zamordowany? Mamy przykłady całych rodzin, które zostało bestialsko zamordowane oraz historię całych rodzin, które zostały porwane. Czy próbowaliście znaleźć jakiś klucz do tej historii?
W Nir Oz większość osób, które zostały zamordowane to osoby, które walczyły, nie poddawały się. W domu taty nie ma śladu ani jednej kuli. Prawdopodobnie otworzył drzwi schronu i oddał się w ręce terrorystów bez walki, mając świadomość, że nie ma szans fizycznie. Osobiście wątpię, że myślał, że zostanie porwany. Myślę, że być może miał nadzieję, że lada moment pojawi się wojsko i go uratuje. W innych kibucach historie są nieco inne. Nie było reguły. Działania terrorystów nie były spójne w każdym z kibuców.
Jakie wspomnienia z tatą najczęściej Ci przychodzą na myśl w tych dniach?
Kiedy myślę teraz o tacie to najbardziej prześladuje mnie myśl, że bardzo się postarzał w ostatnich latach i, że jest bardzo słaby. Trudno mi sobie go wyobrazić w tunelu w Gazie. Bardzo chciał być na Bar Micwie mojego syna. Jest wiele niedokończonych rozmów i spraw, którymi mieliśmy się zająć z tatą. Przeraża mnie myśl, że może okazać się inaczej, że tata może stamtąd nie wrócić. Wiem, że wówczas prześladować mnie to będzie do końca życia i będzie wyrwą nie do wypełnienia. Mam nadzieję, że będziemy mogli dokończyć nasze sprawy.
Myślę, że kiedy Alex zostanie uwolniony i zobaczy ogrom pracy i wysiłków Twoich i Twojej rodziny to poza ulgą będzie z Ciebie niezwykle dumny. Wasze wysiłki są ogromne i większość postronnych ludzi zastanawia się skąd czerpiecie na to siły?
To nie jest jakaś wielka siła. To jest brak opcji. Na zewnątrz być może to wygląda tak, że jesteśmy niezwykle energetyczni, zmotywowani, ale w środku jesteśmy w kawałkach. Emocjonalnie to jest bardzo trudne. Są tacy, którzy są już tym zmęczeni. Można ich zrozumieć. Dla mnie to ciągłe działanie ratuje mi życie. Najgorsze emocjonalnie są dni, kiedy nie mam nic do zrobienia.
Myśleliście o przyszłości? Macie tutaj rodziny, dzieci?
Wierzę, że 7 października był takim sygnałem alarmowym, pobudką z letargu. Straszliwą nauczką, z której mam nadzieję jako państwo wyciągniemy lekcje. Musimy przywrócić bezpieczeństwo na południu i na północy, by móc wychować tutaj dzieci. W przeciwnym razie nie mamy tutaj czego szukać.
Chcesz otrzymywać unikalne wiadomości ode mnie o tym się dzieje z nami i w Izraelu? Zapisz się do Newslettera
Alex Dancyg - urodził się w Warszawie w rodzinie ocalałych z Holokaustu. Jest znanym w środowisku polsko- żydowskim edukatorem i historykiem, współpracownikiem Muzeum Yad Vashem. Przez wiele lat edukował kadrę nauczycielską, która towarzyszyła izraelskim wycieczkom do Polski. Napisał kilka przewodników po Krakowie, Warszawie i Łodzi. Od kilkudziesięciu lat mieszka w kibucu Nir Oz (2 km od granicy z Gazą), gdzie zajmował się rolnictwem. Ma 4 dzieci, trzech synów i jedną córkę. W dniu porwania znajdował się sam w swoim domu. Ma 75 lat i chore serce.
Poznaj Alexa! Posłuchaj jego wypowiedzi na temat relacji polsko - żydowskich.
Comentarios