top of page

MEDABER IVRIT? POGADAJMY PO HEBRAJSKU!

Zaktualizowano: 17 sie 2020


Czy hebrajski jest trudny?

Moja odpowiedz brzmi: ciężko powiedzieć. Jestem otoczona tym językiem na co dzień, wiec przypuszczalnie nawet kura nauczyłaby się wreszcie kilku słów. Po roku nauki idzie mi coraz lepiej i mogę już sobie pozwolić nawet na żarty po hebrajsku. Moja przybrana rodzina “po mężu” ma ze mnie ubaw po pachy, bowiem mój mąż spisuje wszystkie moje zabawne błędy językowe czy powiedzonka i na piątkowym obiedzie wszystkich nimi raczy a teść z teściową zanoszą się od śmiechu!

Tak się składa, że w rodzinie jest jedna mała dziewczynka w wieku 3 lat, która właśnie zaczęła mówić. Możecie sobie wyobrazić, że jesteśmy prawie na tym samym poziomie jeśli chodzi o zasób słownictwa z tym, że ta mała przyswaja nowe słowa o wiele szybciej. Jesteśmy więc jak dwie takie maskotki rodzinne, które stawia się na stole i prosi o recytowanie w kółko tych samych wierszy:)

W pracy używam w większości języka angielskiego, ponieważ pracuję w hotelu jako concierge, ale i język hebrajski się zdarza, szczególnie w weekendy ponieważ wiele religijnych Żydów (tych zamożniejszych) spędza Shabbat w hotelach. Uczę się więc na bieżąco, w codziennym użyciu. Kiedy gość w hotelu mówi do mnie po hebrajsku, to za punkt honoru postawiłam sobie, żeby nie ujawniać się z tym, że czegoś nie zrozumiałam aż do ostatniego momentu, kiedy już wiem, że nie jestem w stanie w żaden sposób zrozumieć o co chodzi. Wtedy przechodzę na angielski. Zmuszam moją głowę żeby myślała po hebrajsku i coraz częściej to się udaje. Brawo ja!

Swoja przygodę z ulpanem (tak nazywa się potocznie kursy języka hebrajskiego w Izraelu) zaczęłam przeszło rok temu. Był to kurs 3 miesięczny, po 9 godzin w tygodniu, uczący jedynie czasu teraźniejszego. Moje pierwsze zmagania z hebrajskim możecie obejrzeć w zabawnym i edukacyjnym filmiku pt. “Ulpan experience” – LINK Dziś umiem już także coś powiedzieć w czasie przeszłym, a czas przyszły jest dla mnie wciąż tajemnicą, nie tylko dosłownie:)

Z pewnością żyjąc w kraju, którego języka się uczysz jest o niebo łatwiej. Nawet jak nie masz intencji to uczysz się mimochodem, bo nasz umysł jest jakoś cudownie zaprogramowany, żeby wszystko zdekodować, żeby zrozumieć otaczające środowisko. Jadąc więc przez miasto mimowolnie próbuję przeczytać reklamy, znaki i ogłoszenia. W drodze do płynności językowej wszystko zdaje się być kwestią ilości powtórzeń. Coś, co było dla mnie “chińszczyno-hebrajszczyną” jeszcze kilka miesięcy temu, dziś jest już bardziej zrozumiałe i logiczne.

I nie, wcale nie mam jakiś szczególnych zdolności do języków. Powiedziałabym raczej, że zawsze miałam jakąś anty-zdolność. Nie mogłam “za chiny” nauczyć się angielskiego. Wiele razy wmawiałam sobie, że ja po prostu mam inne talenty. I nagle kilka lat po tym jak już zupełnie pogodziłam się z faktem, że poliglotką nie będę wraz z moim marzeniem o Izraelu problem z angielskim zniknął – wydał się zbyt “tyci” żeby z tego powodu rezygnować. Dziś angielski nie jest żadnym problem. Na pewno popełniam błędy, ale wreszcie zrozumiałam i zaakceptowałam fakt, że nie będę perfekcyjna, a jedynym celem jest, aby się porozumieć. Angielskiego, najpierw postanowiłam się ostro poduczyć w Polsce i tu z pomocą przyszła cudowna, cierpliwa i empatyczna Ela Światełko – Natchtlicht, a potem to już była hardkorowa lekcja przetrwania w Izraelu.

Niemal codziennie ktoś się mnie pyta skąd ja tak dobrze znam angielski. Czerwienie się i mówię: no jak to? No stąd! Niezależnie od tego, czy to z grzeczności czy naprawdę, uśmiecham się do tych czasów, kiedy miałam poczucie wstydu że nie umiem zbudować sensownego zdania. Dziś to przeszłość i zachęcam wszystkich do porzucenia myśli, że do czegoś się nie nadajemy. Po półtorej roku mojej emigracji okazuje się, że nadaję się do całkiem wielu rzeczy, o które bym siebie nigdy nie podejrzewała. Wystarczy być do tego zmuszonym okolicznościami. Działa 100%.

Hebrajski a język polski – różnice i podobieństwa

Pierwszą barierą jest inny alfabet i jego kwadratowe symbole (a jest ich 22). Są zupełnie inne i na próżno szukać jakiś skojarzeń czy podobieństw z alfabetem łacińskim. W zasadzie jego nauka zajęła nam jakieś 3 lekcje. Po tym czasie każdy w 25 osobowej grupie umiał już “jako tako” rozpoznać wszystkie litery. Problem zaczyna się wtedy, kiedy uświadamiamy sobie, że gdzieś zapodziały nam się samogłoski.

Otóż w alfabecie hebrajskim prawie (nie zawsze) nie piszemy samogłosek. Samogłoski zapisywane są w postaci kropek poniżej spółgłosek. Ten “kropkowy” system znaków to tzw. NIKUD. Używa się go głównie w książkach dla dzieci no i w Biblii rzecz jasna. Książki i gazety dla dorosłych drukowane są bez tych kropek, bo każdy już wie, o jakie słowo chodzi. Dla przykładu w poniższym słowie “matana” piszemy tylko spółgłoski. Kropki pod literami są jedynie wskazówką jak należy czytać dane słowo. I nie zapomnijcie czytać z prawej do lewej:)

מַתָּנָה

מַ- mem

תָּ- tav

נָ- nun

ה- hei

Hebrajska ortografia

Innym problemem są litery, które występują w dwóch formach. Dokładnie ta sama zasada jak z naszą ortografią. Brzmi tak samo, ale w jednym wyrazie piszemy tak a w innym inaczej. Poniżej wypisałam w parach znaki, które choć brzmią tak samo, trzeba uważać na ich pisownię w konkretnych słowach.

וָ – vav

ב- vet

ק-kuf

כָּ- caf

ח- het

כ- chaf

Litery “humorzaste”

Występują także litery, jak ja to nazywam, “humorzaste” czyli takie, które piszemy tak samo ale w zależności od wyrazu przybierają inną funkcję. Na przykład litera Bet w jednym wyrazie jest literą o brzmieniu b a w innym w (wet).

W przywitaniu boker tov (dzień dobry) piszemy dwa razy bet:

בֹּקֶר טוֹב

Pierwsza litera to b, a na końcu w drugim wyrazie pełni funkcję w, a przecież wyglądają tak samo…

Litery “końcowe” – sofit (hebr. sof-koniec)

Kolejną ciekawostką jest to, że niektóre litery, kiedy znajdują się na końcu wyrazu przybierają inną formę graficzną. Są to tzw. litery końcowe czyli “sofit” (sof- koniec). Są to litery:

ן-nun

ם-mem

ךְ -chaf

ף-fei

ץ-tzadi

Wiele by gadać o tych wszystkich nużących różnicach.

Zapożyczenia z polskiego

Wiele słów w słowniku hebrajskim zostało również zaimportowanych od Żydów europejskich w tym Żydów polskich. Bardzo popularne słowo Bałagan jest jednym z najczęściej używanych określeń do opisania sytuacji w Izraelu. Wielu Sabrów (rodzimych Izraelczyków) nie zdaje sobie nawet sprawy z tego, że słowo to ma pochodzenie polskie.

Drugim słowem, którego nie można się wyprzeć z języka polskiego jest słowo Kombina. Jak się pewnie domyślacie oznacza dokładnie to samo co w Polsce. Kombina, kombinować…chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć☺

Filmik nakręciłam z intencją pokazania Wam, że hebrajski jest w rzeczywistości językiem łatwym do nauki, szczególnie ze słuchu. Alfabet i pisownia nie są aż tak ważne na początku. Czasem poszczególne akcenty i emocjonalność sprawiają, że domyślamy się, o co autorowi chodzi. Mam nadzieję, że kilka słów Wam utkwi w pamięci i zabłyśniecie ich znajomością na wakacjach w Izraelu.

0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page