Akko, Acre, Akka….długo się wzbraniałam, żeby tam pojechać. Mimo, że to starożytne miasto na pewno ma wiele do zaoferowania, jakoś nigdy nie było mi po drodze, aż do momentu, kiedy spotkałam Justynę. Z Justyną złapałyśmy kontakt w 3 sekundy i to był doskonały pretekst, żeby pojechać tam razem. Akko jak się zaskakująco okazało to zupełne odludzie o tej porze roku. Wszyscy turyści zmierzają do Jerozolimy, Massady, Morza Martwego – najdalej do Haify. A Akko? Akko skromnie czeka na turystów. Piękne, kręte uliczki Starego Miasta, podziemne tunele krzyżowców, romantyczny port, rynki, ryneczki i świeżo wyciskane, krwiście czerwone soki z granatów. To miasto trzech religii i jeden z wielu pozytywnych przykładów koegzystencji arabsko-żydowskiej. Na Starym mieście można usłyszeć jednocześnie dzwony kościelne jak i nawoływanie muezina z meczetu, a w Shabbat z tunezyjskiej synagogi można podsłuchać radosne pieśni świąteczne. Wreszcie w spokoju można tam zjeść oryginalny humus (oryginalny dla turystów oczywiście, tubylcy jedzą go, tak jak my jemy bułki z masłem i solą) czy świeżą rybę. Będę z Wami szczera, Akko to nie byłby mój pierwszy wybór gdy miałabym miała być tylko kilka dni w Izraelu, ale jeśli ktoś szuka historii lub ucieczki od “turystycznego jarmarku” to miasto powinno spełnić jego oczekiwania. Więcej, a nawet dużo więcej informacji w poniższym filmiku.
Po raz pierwszy reportersko wspomogła mnie Justyna – też dziennikarka, choć bardziej profesjonalna niż ja. Ja to sobie tak dłubię na internetach. Justyna pisze, kręci filmy nie dla byle kogo, ani nie byle jak. Polecam jej tekst z Wysokich Obcasach na temat pojęcia izraelskiej Sikscy można przeczytać wpisując w Google: Wysokie Obcasy i Justyna Gawełko.