To już mój trzeci Yom Kippur, który spędzam w Izraelu. Jest 11 rano. Z nobliwych opowieści o poście i refleksji w Dniu Sądu/Pojednania spodziewałabym się ciszy i pustek na ulicach. Ale z refleksyjnej nicości zawsze wybawią nas swoje lub cudze…dzieci! Za oknem wrzask, radosne pokrzykiwania i zabawy. Poza nakazem 25 godzinnego postu, modlitwy i zadumy dla dorosłych, najlepszą znaną jedynie Izraelskim dzieciom zabawą jest jechanie na rowerze środkiem czteropasmowych ulic, które dziś są zamknięte dla ruchu samochodowego. Dozwolone są jedynie patrole policji, karetki pogotowia i Twój samochód o ile jedziesz z żoną prosto na salę porodową. W każdym innym wypadku z drogi ściągnie Cię czerwony lizak, a w nagrodę za swoją nonkomformistyczną postawę otrzymasz bilet do kasy na poczcie:) Ale nie tylko dzieci z dumą przechadzają się po ulicach, Robią to też dorośli piesi, jakby chcieli w ten jeden dzień wyrwać się z więzów i ograniczeń chodników i metaforycznie pokazać środkowy palc wszystkim kierowcom. No i co panie samochodziku? Idę środkiem jezdni i co mi zrobisz?
Charakterystyczne dla Yom Kippur są także rodzinne zgromadzenia w parkach i na ławkach. Taka rodzina wychodzi razem do parku pograć w karty, monopol, posiedzieć i zwykle pogadać z sąsiadami. Generalnie ciężko ludziom usiedzieć w domach. W poszukiwaniu dystraktorów dla burczącego brzucha najlepiej albo przespać cały dzień, albo właśnie zorganizować sobie nisko-energetyczne aktywności. To niesamowite święto jak jedno z wielu w Izraelu wzmacnia poczucie jedności i wspólnoty w narodzie. Jeden dzień w roku nie ma znaczenia czy jesteś religijny czy nie, choć nawet świeccy życzą sobie nawzajem “dobrego zapisu w Księdze Życia”. To także świadectwo niesamowitej jedności ponad podziałami w kraju, gdzie jedynie 10-15% społeczeństwa jest ortodoksyjnie wierząca. Zapytałam męża czy istnieją lobby, które są za zniesieniem ograniczeń w Yom Kippur dla niereligijnych obywateli, czyli aby ktoś, kto jest niewierzący mógł sobie pojechać na zakupy do “niewierzącego sklepu”. Otóż nie. Raczej nikt się nie kłóci o ten jeden jedyny dzień, kiedy wszystko dosłownie wszystko staje w miejscu, włącznie w pieniądzem w obiegu. I musi się z tym pogodzić także Wizzair, który nieopatrznie wyprzedał bilety na lot 11 października, który według optymistycznego planu lądowałby wczoraj wieczorem po zmierzchu w Izraelu, w teorii zostawiając pasażerów bez szansy nad transport do miejsca przeznaczenia przez kolejnych 24 godzin. W praktyce to by nie miało prawa się wydarzyć, gdyż lotnisko także jest dziś zamknięte dla wszystkich pasażerów - religijnych i niereligijnych. Na szczęście Wizzair szybko pozwolił swoim pasażerom na zmianę biletów na inny termin. Czas wypełznąć z łóżka! Niedługo zbieramy się do długiej drogi, by odwiedzić teściów. Będę szła środkiem drogi jak panisko! A co! hatima Tova le Kulam haverim!