top of page

Izrael. Czy znowu zamkną nas w domach? Już nie druga fala a sztorm.

Zaktualizowano: 22 paź 2020

Choć politycy w każdym z częstych ostatnio wystąpień zarzekają się, że nikt nie chce powrotu do pełnego zamknięcia, które przeżyliśmy w marcu i kwietniu, to jednak wciąż nie pojawiają się skuteczne strategie zatrzymania wzrostu zachorowań w Izraelu. Najnowszym pomysłem rządu jest pełne zamknięcie kraju ale tylko na weekendy. Podstawą tego pomysłu jest założenie, że najwięcej zachorowań pojawia się w czasie wolnym kiedy Izraelczycy udają się na spotkania ze znajomymi i rodziną. Celem długoterminowym jest ograniczenie zachorowań do 400 na dzień do końca sierpnia. Wieczorem spodziewamy się szczegółów na temat przebiegu takiego przedsięwzięcia. Zamknięta ma zostać plaża, sklepy, parki narodowe, bary, kluby, restauracje. Czas zamknięcia także pozostaje na razie zagadką. Czy będzie to półtora dnia (od popołudnia w piątek do niedzieli rano) czy wręcz pełne dwa dni - piątek i sobota. Pomysł wydaje mi się ciekawy a przede wszystkim nie tak krzywdzący dla ekonomii. W Izraelu z powodu Szabatu większość biznesu i tak nie pracuje. Centra handlowe są zamknięte a dni te są wolne od pracy. Pojawiły się już pierwsze komentarze uznanych doktorów, że taka decyzja nie ma uzasadnienia w danych epidemiologicznych i nie ma podstaw, by sądzić, że to rzeczywiście pomoże zwolnić tempo zachorowań. Jest to raczej metoda prób i błędów.





Izrael w apogeum drugiej fali?

Zwiastuny nadchodzącej tzw. drugiej fali mogliśmy obserwować już na początku czerwca, kiedy liczba nowych zachorowań przekroczyła 100 dziennie. Mimo zapowiedzi, że przy takiej liczbie powrócimy do zamknięcia, nic takiego się nie stało. Kontynuowaliśmy pracę, rozrywki, zakupy, spotkania i imprezy odkładane przez 2 miesiące. Z tygodnia na tydzień coraz więcej szkół i placówek edukacyjnych było objętych kwarantanną. Znając już szybkość z jaką rozprzestrzenia się wirus, dużym zaskoczeniem jest, że pierwsze ponowne restrykcje pojawiły się dopiero tydzień temu...Dziś mamy środek lipca i bijemy kolejny rekord dziennych zakażeń - 1758 nowych nosicieli zdiagnozowano w ciągu minionych 24 godzin (przy także rekordowej liczbie wykonanych testów - 24 892). Liczba ofiar koronawirusa daje się jak na razie utrzymać na względnie niewysokim poziomie - od początku pandemii jest to 380 osób. Zmieniły się także kryteria przydzielania chorych do grupy przypadków ciężkich (obecnie obejmuje pacjentów także bez respiratora) i wynosi ona 204 osoby. Zaś 57 osób jest podpiętych do respiratorów. Cała obawa polega na nie przekroczeniu krytycznej liczby chorych, powyżej zapewnienie należytej opieki będzie znacznie ograniczone tak jak to miało miejsce chociażby we Włoszech.

Wczoraj Minister Zdrowia powiedział, że "potrzebujemy cudu", by uniknąć ponownego krajowego zamknięcia w domach. Jednocześnie szef rządu Benjamin Netanyahu jak i jego koalicjant Benny Gantz mówią, że robią wszystko, by zamknięciu zapobiec. Ale jak zapobiec, kiedy pozostaje już tylko czekać na cud?

W pierwszej fali rzeczywiście udawało się szybko przerywać łańcuchy zakażeń. Dziś ministerstwo przyznaje, że nie jest już w stanie ich śledzić z taką dokładnością. Poza kilkoma ogniskami w Jerozolimie mamy także duże ognisko w mieście Beitar Illit, gdzie co 80 mieszkaniec jest już aktywnym nosicielem wirusa. Jest to miasto liczące 56 tys mieszkańców, głównie ortodoksyjnych, którzy jak już wspomniałam w poprzednich artykułach najgorzej sobie radzą z zachowaniem restrykcji - żyją w licznych rodzinach i na małej przestrzeni. Opierają się także wszelkim służbom porządkowym. Na dodatek najnowsze badania pokazują, że najczęściej zarażamy się właśnie od bliskich domowników - ponad 50% zakażeń pochodzi od członka rodziny. Na drugim miejscu jest...supermarket.

Moim zdaniem za sam wzrost zachorowań możemy winić w dużej mierze siebie samych. Na co dzień widuję skupiska ludzi, którzy nie zakładają maseczek lub blefują, że je mają, a także słyszę o różnorodnych imprezach odbywających się "w ukryciu" przed władzą, wbrew obostrzeniom. Mało tego, środowiska celebryckie także szybko wróciły do wspólnego imprezowania oczywiście bez maseczek (bo to mało instagramowe), a zdjęcia z takich wydarzeń obiegają internet dodając animuszu innym. Środowiska ortodoksyjne także w innych miastach protestują przed ograniczeniem liczby modlących się w synagogach, mimo że właśnie ta grupa najliczniej "oberwała" w pierwszej fali jeśli chodzi o liczbę zachorowań i hospitalizacji.

Od kilku dni codziennie dochodzi o wielogodzinnych przepychanek pomiędzy policją a rozgoryczonymi mieszkańcami w dzielnicach ortodoksyjnych. Uważają oni, że zamknięcie ich stygmatyzuje i nie jest podyktowane względami epidemii, a uprzedzeniem rządu do tej właśnie grupy. Liczba chorych będzie niestety tylko rosła w wyniku takich wydarzeń.

Chaos w 3 aktach

1. Drastyczny spadek zaufania

Na kryzys zaufania do rządu, który przejawia się w kontestacji zaleceń Ministerstwa Zdrowia ma niewątpliwie wpływ zachowanie samych polityków. Najbardziej rażące są dwa wyraziste "antyprzykłady" samych rządzących:

Pierwszy to zachowanie sprzeczne z własnymi zaleceniami. W czasie świąt Pesah zarówno premier jak i prezydent pomimo decyzji o zamknięciu miast, które miało uniemożliwić obywatelom spotkania z bliskimi, sami spotkali się z członkami rodziny, którzy nie mieszkają z nimi na stałe. "W żywe oczy" obywateli bez zażenowania pokazali, że jednak "co wolno wojewodzie to nie tobie...". Drugi rażący przykład pochodzi sprzed tygodnia. Nasz nowy Minister Zdrowia Yuli Edelstein jednego dnia ze smutną miną ogłasza ponowne ograniczenie uczestników ślubów, pogrzebów, zgromadzeń, by następnego wyszło na jaw, że jego żona w tych samym dniach wydaje wystawne przyjęcie z okazji urodzin z liczną listą gości. Mamy więc Rząd Jedności ale bez solidarności z obywatelami. Drugi powód utraty zaufania do rządu w trakcie kryzysu to fakt, że pandemia zbiegła się w czasie w utworzeniem tzw. Rządu Jedności Narodowej, który miał być porozumieniem ponad podziałami w imię rozprawy z pandemią. Od pierwszych dni nowej koalicji pojawiły się zgrzyty. Politycy zamiast skupić się na rychłym zarządzaniu kryzysem sami najpierw przystąpili do podziału nieistniejących ministerstw pomiędzy koalicjantów, co wiąże się z ogromnymi, niespotykanymi jak dotąd kosztami. Obecnie w Izraelu mamy ok 50 ministrów. Część z nich jeszcze sama nie wie, za co są odpowiedzialni.

W oczach obywateli owładniętych lękiem o zapewnienie podstawowych potrzeb sobie i swojej rodzinie takie postępowanie jest eufemistycznie ujmując "lekkim oderwanim od rzeczywistości". Benny Gantz - koalicjant Likudu zdaje się być ciągle pod wpływem (nie bezpodstawnego) lęku, że do jego premierostwa jednak (z jakiegoś wymyślonego na potrzeby chwili powodu) nie dojdzie. Bardzo trudno o porozumienie i rzeczywiste działanie we wspólnym celu dwóch, tak nielubiących się polityków. Ponadto każdy z dwóch premierów ma do załatwienia w tej kadencji jakiś swój prywatny interes, przez który nie może dostatecznie skupić się na zarządzaniu kryzysem. Ganz przez ten cały czas będzie wypatrywał spisku, który ma go ostatecznie odsunąć od fotela premiera za półtora roku będzie zatem stawał okoniem w wielu kwestiach, Netanyahu zaś z poważnym procesem sądowym "na głowie" musi dostatecznie wykazać się w oczach narodu, by te wszystkie zarzuty o korupcję były tzw. mniejszym złem wobec zasług w czasach kryzysu pandemii. Kryzys gospodarczy, brak przejrzystości finansowej premiera nie przeszkadza mu także wnioskować o anulowanie zapłaconych kilka lat temu podatków na wydatki prywatne. Znajdą się i tacy, którzy uważają, że Netanyahu za wszystko, co robi dla Izraela i tak nie jest dostatecznie dobrze wynagradzany. Gantz z kolei nie widzi nic niestosownego w tym, że w kilka dni po objęciu urzędu Ministerstwa Obrony Narodowej i utworzeniu Rządu Jedności zaplanował remont swojego domu w Rosh Hayin na koszt podatników na kwotę kilku milionów szekli. Kto za tym nadąży?

2. "Podziurawiona" tarcza finansowa

Od początku trwania pandemii rząd ogłosił kilka planów ekonomicznej pomocy dla najbardziej poszkodowanych finansowo obywateli. Problem polega na tym, że egzekucja poprzednich planów szwankuje, a co rusz pojawiają się nowe. Powoduje to pewną dezorientację i komplikację przy ubieganiu się o poszczególne dotacje.

W trakcie realizacji jest kilka planów wzmocnienia finansowego:

  • wypłata zasiłku dla bezrobotnych do czerwca 2021! (ok 1 mln osób na dzień dzisiejszy znajduje się na bezrobociu, przy całkowitej populacji 9 mln obywateli). Zasiłek będzie wypłacany o ile nie nastąpi spadek skali bezrobocia z 23% do 10%, w czym rząd także ma pomóc tworząc nowe miejsca pracy. Zasiłek dla bezrobotnych w Izraelu jest wyliczany na podstawie ostatnich udokumentowanych zarobków. Jednak im wyższa pensja tym niższy procent zasiłku. W normalnych warunkach zasiłek może być wypłacany maksymalnie 6 miesięcy. Ze względu na pandemię ten czas został bezprecedensowo wydłużony do czerwca 2021 roku. Także wobec osób, które straciły pracę na chwilę przed pandemią, czyli z innej przyczyny niż wirus. Celem tego rozwiązania jest danie bezrobotnym perspektywy stabilności finansowej, czasem nawet minimalnej, by mieli możliwość godnego życia w dłuższym wymiarze czasowym. W tym wypadku przedmiotem krytyki jest pytanie o motywację do poszukiwania pracy w przypadku osób, których wynagrodzenie przed kryzysem było na wysokim poziomie. Jak się czują Ci, którzy pracują nieprzerwanie za minimalne wynagrodzenie lub nawet średnie czy wyższe chodząc na co dzień do pracy, bez chwili wytchnienia, narażając się na zakażenia (lekarze, pielęgniarki, sprzedawczyni w sklepie)? Jak patrzą na tych, którzy przez najbliższy rok będą siedzieć w domach, w barach, na podwórkach filozofując o życiu? Oczywiście pracujemy dla wielu korzyści także psychologicznych, nie tylko dla pieniędzy. Pytanie jednak czy przedłużający się marazm, brak pomysłu na siebie w niepewnych czasach czy zwyczajny brak użyteczności i kontaktów z ludźmi przyczyni się do większej motywacji w poszukiwaniu pracy czy raczej do depresji i wyuczonej bezradności. Mam tutaj wątpliwości.

  • dotacja dla samozatrudnionych, których obroty spadły przynajmniej o 40% składa się z dwóch części: dotacja na osobę oraz dotacja na koszty firmowe. Dotacja na osobę wyliczana jest na podstawie zgłoszonych zarobków z 2018 lub 2019 roku. Algorytm jest oczywiście bardziej skomplikowany, ale generalnie powinno to być ok 65-75% miesięcznego średniego przychodu. W marcu ta dotacja wynosiła maksymalnie 6000 NIS, w kwietniu 10500 NIS. Podstawą wypłaty był spadek obrotów o 25%. Jak zaznaczyłam - dziś jest to wymóg minimum 40%. Dotacja na tzw. "koszty stałe" firmy na miesiące marzec i kwiecień mogła wynosić maksymalnie 400 tysięcy NIS. W grupie samozatrudnionych pojawiło się najwięcej protestujących i niezadowolonych. Znaczna część z nich otrzymała niewielkie kwoty z tych dotacji, które nie pozwalają na przeżycie. Krótko mówiąc dziesiątki tysięcy samozatrudnionych i małych firm nie otrzymało znaczącej pomocy finansowej lub wciąż na nią oczekują. Samozatrudnieni najczęściej szukają sprawiedliwości i uwagi rządzących drogą protestu. Największy protest miał miejsce w minioną sobotę. Blisko 50 tysięcy obywateli wyszło na Plac Rabina w Tel Awiw protestować przeciwko niejasnym i niesprawiedliwym zasadom przyznawania dotacji. Szybko jednak apolityczny protest przeobraził się w manifestację ogólnego niezadowolenia z zarządzania kryzysem przez rządzących. Uprzednio ustalony budżet dotacji jeszcze nie został w całości wypłacony (do tej pory wypłacono jedynie połowę całkowitej sumy), więc wielu przedsiębiorców nadal czeka na obiecane pieniądze tracąc nadzieję, że je otrzyma. Tydzień temu Minister Skarbu Państwa Israel Katz ogłosił kolejny projekt pomocy dla samozatrudnionych, który miał być remedium na zgłaszane zażalenia. Wszyscy samozatrudnieniu mieli otrzymać 7500 NIS natychmiast ( bez zbędnych formalności i kruczków), jednak w rzeczywistości znowu okazało się premier miał na myśli "do 7500 NIS" i w rezultacie ponownie wiele osób, jak to się u nas mówi "przepadło pomiędzy krzesłami" i nie załapało się na dotacje lub otrzymali symboliczne sumy. Spory problem miały osoby, które przykładowo całe życie pracowały, odprowadzały podatki, natomiast zdecydowały się na otwarcie biznesu w trakcie 2019 lub na początku 2020. Do tej pory nie ma dla nich rozwiązania zagadki, na jakiej podstawie wyliczyć jaka kwota im się należy z tytułu wypracowanego dochodu. Co z tymi, którzy pracowali cały 2019 na minusie, ale mieli już podpisane lukratywne kontrakty na 2020, które zostały anulowane z powodu zamknięcia granic czy ograniczenia zgromadzeń? Takich sytuacji jest mnóstwo i one też najczęściej przedostają się do mediów jako te najbardziej rozdzierające serce. Wczoraj podano jak rozłożyła się ta natychmiastowa dotacja. Blisko 350 tys samozatrudnionych znalazło się w grupie do wypłaty, 2/3 z tej grupy otrzymało średnio 5300 NIS za osobę (nierzadko zdarzają się kwoty w granicach 600-1000 NIS), a jedynie ok 130 tysięcy rzeczywiście otrzymało maksymalną kwotę dotacji, czyli 7500 NIS. (Minimalne wynagrodzenie w Izraelu wynosi 4300 NIS). Po raz kolejny posypały się komentarze i krytyka w stronę autorów projektu, gdyż stosując te same, niezmienione warunki znowu Ci, którzy mieli problem z otrzymaniem godnych sum w pierwszych miesiącach nadal otrzymali symboliczne kwoty. Największym wyzwaniem jest grupa osób, która także przed pandemią ledwo wiązała koniec z końcem. Tutaj nie ma możliwości skorzystania z oszczędności. Każdy miesiąc nawet minimalnej straty powoduje osuwanie się w jeszcze głębszą biedę, a ostatnie wpłaty mogli zobaczyć w kwietniu. Z czego żyli w maju i w czerwcu? Z czego opłacają czynsz i rachunki teraz?

  • Pożyczki zamiast dotacji dla większych firm - Firmy, których obrót roczny wynosił w ubiegłych latach więcej niż 100 milionów NIS lub są spółkami z ograniczoną odpowiedzialnością oraz ich miesięczny obrót spadł o co najmniej 40% niestety nie otrzymają grantu na osobę, nawet jeśli jest to firma jednoosobowa. Mogą natomiast starać się o dotację dla firmy do 500 tysięcy NIS (raz na 2 miesiące) oraz dodatkowe, korzystnie oprocentowane pożyczki. W tej grupie poszkodowane są osoby, których obroty spadły do zera, a nieotrzymaniu szybkiej dotacji na osobę zdecydował jedynie status prawny firmy. Te osoby czekają już długie miesiące na wypłaty dofinansowania na koszty stałe firmy, które obiecane były jeszcze w maju. Oczywiście nie wszyscy, ale spora grupa nadal musi się zapożyczyć lub negocjować z bankiem, gdyż obiecana pomoc jeszcze nie dotarła i nie jest właściwie jasne z jakiego powodu. Te osoby już nie mają zaufania do nowych planów i projektów, gdyż dla nich obiecane niekoniecznie oznacza otrzymane, a rachunki spływają co miesiąc bez sentymentów.

  • jednorazowa kwota 750 NIS dla każdego Izraelczyka - wczoraj wieczorem niespodziewanie rząd zaproponował kolejną dotację, tym razem dla każdego obywatela bez względu na poziom dochodów. Wedle tego pomysłu każdy miałby otrzymać w ciągu kilku dni przelew 750 NIS na osobę dorosłą oraz 500 NIS na dziecko, przy czym maksymalny zasiłek dla rodziny nie wyniesie więcej niż 3000 NIS niezależnie od liczby dzieci. Ten pomysł ma być sposobem na wprawienie w ruch gospodarki. Rząd spodziewa się, że ludzie dzięki temu zrobią większe zakupy i tym samym "rozbujają" nieco rynek. Generalnie nikogo dodatkowych kilka stów nie zaboli, ale jednak zastanawia brak sprawiedliwości podziału środków. Premier uzasadnia to argumentem, że jeśli znowu zaczniemy się bawić w grę komu, ile i za co się należy to ponownie ugrzęźniemy w algorytmach i wydłuży się cała realizacja. Spodziewam się, że biedne rodziny wcale nie pobiegną tłumnie do sklepów, zakupią trochę jedzenia na najbliższy miesiąc, ale nie podniesie to ich poczucia stabilności. Ta inicjatywa jeszcze nie została przegłosowana przez Kneset. Nie jest pewne, że przejdzie. Krytyka tego pomysłu jest przytłaczająca.

  • Poza wyżej wymienionymi głównymi punktami planu tarczy można się starać oczywiście o obniżenie lub anulowanie tzw. podatku Arnony (każda nieruchomość, mieszkanie, powierzchnia biurowa musi płacić taki podatek miastu i są to często wysokie kwoty).

3. Niepokojące zachowania policji i dezinformacja

W ostatnich tygodniach podwyższono wysokość mandatu za brak maseczki na twarzy z 250 do 500 NIS. Decyzja ta wydaje się być uzasadniona w obliczu tak drastycznie rosnących liczb chorych. Niepokój budzi jednak fakt, że egzekwowanie tego obowiązku coraz częściej zamienia się w agresywną bójkę między obywatelami a policją. Co kilka dni publikowane są w sieci nagrania z perspektywy policji oraz zaatakowanych ludzi. Często zupełnie odmienne, zwracające uwagę na różne etapy sporu. Wiele z tych nagrań jest po prostu nie do zaakceptowania niezależnie od tego jak pyskaty czy "trudny" był zatrzymany. Z drugiej strony "użeranie się" cały dzień z obywatelami, którzy ostentacyjnie nie noszą maseczek i spodziewają się pobłażliwości także budzi mój sprzeciw.

Z trzeciej jeszcze strony jak odnieść się do sytuacji, w której właściciel małej piekarni siedmiokrotnie otrzymał mandat za brak maseczki pracując przy piecach w 40 stopniowym gorącu? Czy my jego klienci możemy czuć się bezpiecznie kupując u niego bułki? A jeśli nie, to czy jesteśmy w stanie podpisać się pod takimi mandatami, a wreszcie koniecznością zamknięcia jego 30 letniego biznesu? Ja nie wiem. Nie wiem też dlaczego do jednej osoby policja przychodzi kilka razy a inne restauracje nie kwapią się nawet by rozstawić stoliki w wymaganej odległości 2 metrów.

Wracając do incydentów z udziałem policji. Mam świadomość, że dla coraz większej populacji (nie tylko w Izraelu) stosowanie lub nie stosowanie maseczki nie jest problemem samym w sobie. Jest manifestacją przekonań na temat rządu, który jest nierzadko posądzany o wykorzystywanie pandemii dla swoich celów bynajmniej mało demokratycznych.

Ponad miesiąc temu gorąca była dyskusja na temat propozycji zmiany w prawie umożliwiającej wejście policji i służb bezpieczeństwa do każdego mieszkania bez podania przyczyny w imię zwalczania pandemii. Propozycja została masowo skrytykowana i ostatecznie nie została zaakceptowana. Niepokojące jest jednak wykreowanie takiego pomysłu w ogóle.

W stan histerezy wpadło także kilkadziesiąt tysięcy Izraelczyków, kiedy otrzymali sms rozesłany przez wewnętrzną komórkę strzegąca bezpieczeństwa w granicach Izraela zwaną Szabak. Wiadomość była jednostronnym komunikatem, aby dana osoba natychmiast udała się na kwarantannę, gdyż w podanym dniu i godzinie miała kontakt z osobą zakażoną. Kiedy osoby te zaczęły wracać pamięcią do konkretnych dat i i planu dnia okazywało się, że spora część z nich była zupełnie w innym miejscu z innymi osobami, które mogą to potwierdzić. Znamienny jest przykład chłopca, który otrzymał taką decyzję mimo, że w nocnych godzinach spał smacznie w domu z rodzicami. Udanie się na kwarantannę jest obowiązkowe i jak wszyscy wiemy jest dość ponurym czasem, a do tego jeszcze pozbawionym odpowiedniego zarobku. Mandat za złamanie kwarantanny to bagatela 5000 NIS. Ostatecznie błąd częściowo naprawiono i ok 12 tysięcy osób udało się uzyskać zwolnienie z obowiązku kwarantanny. Ale czy jak otrzymam teraz wezwanie do kwarantanny to będę miała przekonanie, że jest zasadne? No właśnie.

Chaos widać także w nagłych decyzjach o zamknięciu wybranych części gospodarki. W zeszłym tygodniu z dnia na dzień zamknięto siłownie i baseny. Właściciele obiektów sportowych od razu asertywnie domagali się przedstawienia rzetelnych danych, na podstawie których podjęto taką decyzję. Dlaczego przykładowo siłownia ma być większym źródłem zakażeń niż pobyt w restauracji? W wyniku dyskusji i braku rzeczywistych przesłanek po kilku dniach siłownie i baseny ponownie otwarto...

Nie jest tak, że wszystko jest źle

Izraelczycy narzekanie mają we krwi. W ich naturze jest ciągła nadzieja na więcej i poczucie niezadowolenia, które pcha ten naród na przód. Dlatego krytyka polityków jest nie tylko często adekwatną reakcją na pospiesznie i nieprzemyślane decyzje ale także jest nieodłączną częścią tutejszej kultury. Myślę, że my Polacy możemy się tutaj solidarnie utożsamić.

Łatwo jest też krytykować każdy pomysł nie będąc częścią skomplikowanego procesu podejmowania decyzji i balansowania pomiędzy "młotem na kowadłem" - w tym wypadku Ministerstwa Zdrowia a Ministerstwa Skarbu w odorze politycznych pragnień i ambicji. Mylić się jest rzeczą ludzką, metoda prób i błędów także nie jest taka zła. Stąd przyjmuję do wiadomości strategię małych kroków, ponieważ wpisuje się ona w dynamikę tej pandemii. Każdy tydzień dosłownie przynosi coś nowego. Niezmiernie trudno jest opracowanie strategii na wojnę, gdy wróg niespodziewanie codziennie zmienia pozycje. O braku odpowiedzialności społecznej już wspominałam szeroko powyżej.

Na obronę naszego rządu kryzysowego powiem, że z perspektywy kilku miesięcy kryteria przyznawania dotacji się zmieniają, czyli z każdą zmianą obejmują coraz więcej ludzi. Rząd nie pozostaje też zupełnie głuchy na zgłaszane przez obywateli problemy. Dobrym przykładem, (może nawet podejrzanym) była poprawka w kwotach przyznawanych dotacji za marzec i kwiecień. Kilkadziesiąt tysięcy osób otrzymało wiadomości sms z wiadomością, że wysokość wypłaconej już dotacja uległa zmianie. Dla jednych oznaczało to wyrównanie w górę a dla innych w dół. W wyniku protestu tych, którzy mieli zwrócić część wpłaty konieczność zwrotu w ciągu dwóch dni anulowano... To też wpisuje się w kulturę krzyku i protestu w Izraelu. Nie od dziś mi wiadomo, że najwięcej dostanie ten, co najwięcej krzyczy. Niestety stosuję także w praktyce.

Podczas wczorajszej konferencji prasowej premier Netanyahu zapewnił, że rząd będzie opracowywał kolejne projekty wzmocnienia gospodarki, dofinansowania służby zdrowia, pracowników socjalnych i innych grup, które także w ostatnich dniach wyszły na ulice. Poza tym niewykluczone są kolejne poprawki do już zaproponowanych rozwiązań, które pojawią się z czasem.

W parze z działaniami ekonomicznymi idą oczywiście działania mające na celu zatrzymania rozprzestrzeniania się wirusa. Są to między innymi: wzmocnienie służby zdrowia, zapewnienie i dostępność coraz większej liczby testów, sprowadzanie dodatkowych respiratorów czy liczne kampanie społeczne informujące o czynnikach ryzyka, uświadamiające powagę sytuacji. Uderza jednak brak logiki i przejrzystości podejmowanych działań w tak sławnym ze swoich innowacyjnych rozwiązań kraju.

Politycy byli politykami także przed pandemią i przyznam, że mam mało wiary w to, że nagle staną się oni charyzmatycznymi przywódcami zapominającymi o sobie jakich znamy z amerykańskich filmów o końcu świata. Może to i dobrze. Może to znak, że końca świata jeszcze na horyzoncie nie widać .

0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page