top of page

Izrael - my już po kolejnym "lockdown" ale czy na pewno?

Zaktualizowano: 11 lis 2020



Blisko 6 tygodni siedzieliśmy w domu. Sklepy były zamknięte zarówno na ulicach jak i w centrach handlowych. Restauracje obsługiwały jedynie zamówienia na odległość, nabijając kieszenie wszelkich aplikacji dostarczających jedzenie (wiedzieliście, że taki Wolt każe sobie płacić dodatkowo 25% ceny każdego dnia doliczając dodatkowo koszt dostawy?). Nie mogliśmy chodzić na plażę, kąpać się w morzu czy wysłać dzieci do przedszkoli i szkół. Przez jakiś czas duże ograniczenia obowiązywały także w synagogach oraz w jesziwach. Te ostatnie miały być zamknięte podobnie jak inne szkoły, jednak w praktyce spotkało się to z ogromnym oporem ze strony części bardziej ortodoksyjnych Żydów.

Wiele miejsc pracy zostało zamkniętych, część przeszła na tryb zdalny a część ograniczyła godziny pracy i zmieniła sposób przyjmowania interesantów. Bezrobocie ponownie poszybowało w górę i skoczyło z 18% (w sierpniu) na 24% w czasie zamknięcia i na takim poziomie trwa do dziś.

Bez wątpienia to drugie zamknięcie było inne, mniej restrykcyjne mimo wszystko. Do każdego wymienionej powyżej ograniczenia można by dodać gwiazdkę - zamknięte z wyjątkiem...


Wyjście z zamknięcia


Z poprzedniego zamknięcia wychodziliśmy z przytupem i na hurra! Premier "zaprosił" wszystkich na piwo a w powietrzu unosił się optymizm, że być może pandemię mamy już za sobą. Bardzo szybko, bo już pod koniec maja, liczba zachorowań zaczęła wzrastać, by we wrześniu sprowadzić na Izrael kolejne zamknięcie podczas trwających wówczas świat Nowego Roku, Yom Kippur i Sukkot. Oczywiście my szarzy ludzie uważaliśmy, że można było go uniknąć wprowadzając porządne punktowe ograniczenia z wyprzedzeniem kiedy liczba chorych przekroczyła 1000 chorych dziennie. Ale po co jak można w ten sposób stracić kilka głosów w kolejnych wyborach ?No więc doigraliśmy się sytuacji, że już nie było wyjścia i wszystkim wypadły z rąk wszelkie argumenty.  

W dniu 18 października oficjalnie wyszliśmy z zamknięcia, kiedy liczba dziennych zachorowań spadła do 2 tys. Wcześniej maksymalna liczba dziennych zachorowań przekraczała 9 tys. Dziś liczba dziennych zachorowań jest na poziomie 600+,  przy czym my bardziej emocjonujemy się innymi wskaźnikami niż liczba wykrytych zachorowań. Pierwszy wskaźnik to % pozytywnych testów spośród wszystkich testów wykonanych danego dnia. Kiedy wprowadzaliśmy lockdown był na poziomie blisko 15% natomiast w niektórych miastach wynosił prawie 25% populacji lokalnej (Beitar Ilit czy Bnei Brak). Dziś wskaźnik ten wynosi ok 2.4% w skali kraju. Dla epidemiologów jeszcze ważniejszy jest wskaźnik zakaźności (nie jestem pewna czy istnieje takie słowo), który pokazuje ile średnio statystycznie osób zaraża jedna zakażona osoba. Najlepiej gdy ten wskaźnik znajduje się jak najbliżej zera. W dniu dzisiejszym jest to prawie 1, czyli jedna osoba chora zaraża średnio kolejną jedną osobę. Ciekawostką jest to, że w społecznościach ortodoksyjnych, z którymi mieliśmy największy "problem" ten wskaźnik jest dużo niższy – i wynosi ok 0,64 co pokazuje, że być może tak wiele osób przeszło już tam chorobę, że szansa na zakażenie się zmniejsza. Wiadomo też, że wiele osób nie poddaje się testom ale o tym za chwilę.  

Problem tym razem pojawia się także w miasteczkach arabskich, gdzie procent zachorowań drastycznie wzrósł w ostatnich dniach. Rośnie także znowu liczba zachorowań w pozostałych częściach kraju, czyli bez wskazania na jakąś konkretną grupę społeczną.


Przyjdźcie i badajcie się wszyscy


Nie brakuje głosów, że tak znaczny spadek zachorowań w tak krótkim czasie nie jest w całości zasługą zamknięcia i społecznej solidarności. Podczas gdy sporą część dziennych zachorowań reprezentowały osoby ze środowisk charedim (ultraortodoksyjnych). Być może jest to zasługa nabycia jakiejś formy lokalnej odporności wspomnianej wcześniej (W Bnei Brak ponad 30% mieszkańców przeszła lub przechodzi właśnie Covid) lub, co bardziej prawdopodobne, wiele osób podejrzewających zachorowanie nie poddaje się testom, by nie ściągnąć na siebie ”czerwonego światła” na covidowym skrzyzowaniu. Nie bez powodu właśnie w tej społeczności pojawia się coraz więcej na wpół legalnych biznesów zorientowanych na leczenie z koronawirusa. Kilka tygodni temu widziałam reportaż w telewizji dotyczący firmy, która sprzedawała testy na obecność wirusa przy czym wynik miał nie być wliczany w narodowy licznik Ministerstwa Zdrowia a wiarygodność samego testu pozostawiała wiele do życzenia. Innym razem przestrzegano przed pewnym "biznesmenem", który rozprowadzał wśród swoich sąsiadów cudowny olejek mający leczyć z Covid a którego cena sięgała 300 NIS za fiolkę. Pojawiły się także wiadomości ujawniające istnienie nieoficjalnych mini szpitali, gdzie mieliby być leczeni chorzy, którym nie wystarczają domowe sposoby walki z infekcją. Wszystkie te "firmy uduś" (tak mawia moja mama i chce sprawdzić, czy ktoś z Was też kojarzy takie określenie) były skierowane do społeczności ortodoksyjnych, które przez wiele miesięcy były krytykowane z każdej strony za brak stosowania się do wytycznych Ministerstwa Zdrowia. Faktem jest, że bardzo szybko obecność osoby ortodoksyjnej sprawia, że osoby świeckie przechodzą na drugą stronę ulicy a taksówkarze odmawiają realizacji kursu. To skutki uboczne całego bałaganu, z którymi będziemy musieli sobie poradzić w przyszłości jako społeczeństwo. Nie mieszkam tu zbyt długo (6 lat) ale możliwe, że takich podziałów i animozji w izraelskim społeczeństwie dawno nie było. Covid ”wywalił je” na wierzch społecznej dyskusji. 

Ponieważ od jakiegoś czasu w Izraelu do badań zgłasza się mniej "chętnych" padła propozycja, by osoby poddające się badaniom nagradzać w postaci udziału w loterii. Do wygrania byłoby codziennie 10 tysięcy szekli. Nie wiadomo jeszcze czy loteria miałaby dotyczyć obywateli całego kraju czy tylko czerwonych stref. Pomysł wydaje się ekscytujący i razem z mężem będziemy wspierać tę akcję:) Może i do nas uśmiechnie się szczęście ? Można powiedzieć, że już kilka razy się uśmiechnęło. Przeszliśmy rodzinnie badanie już dwa razy i jak na razie (hamsa! hamsa!) bez choroby. To znaczy, że chyba dobrze o siebie dbamy. Na test na COVID można przyjechać spontanicznie lub ze skierowaniem od doktora. Badanie odbywa się w wybranych punktach "drive in" niemal w każdym mieście. Co ważne za każdym razem badanie jest bezpłatne.

Od wczoraj w Izraelu jest prowadzony także pilotażowy projekt w wybranych szkołach polegający na codziennym badaniu uczniów i nauczycieli przed wejściem do szkoły. Wyniki są gotowe po 15 minutach i dają możliwość natychmiastowego izolowania osób zakażonych bez symptomów, przesiewając całą społeczność szkolną na okoliczność COVID. Ostatnim razem wzrost zachorowań najszybciej pojawił się właśnie w szkołach. Być może właśnie w ten sposób moglibyśmy kontrolować zakażenia nie tylko w szkołach ale i na halach produkcyjnych, w firmach i oczywiście w zawodach wymagających opieki nad osobami starszymi i w grupie ryzyka.


Ubrania "spod lady"


Dwa tygodnie temu zaczęliśmy odmrażanie poszczególnych sfer rynkowych. W pierwszej kolejności zniesiono ograniczenie oddalania się od miejsca zamieszkania. Wcześniej była to umowna odległość - 1000 m. Na pierwszy rzut ku mojej uciesze poszły żłobki i przedszkola. Nie było łatwo być zaraz po porodzie z dwójką dzieci bez przedszkola dla starszego syna przez 6 tygodni ale jak widać człowiek jest się w stanie dostosować do wszystkiego i w rezultacie dobrze wspominam ten czas ciesząc się jednocześnie, że to już wspomnienie. Daliśmy jednak radę i jak na razie (hamsa! Hamsa! i po polsku tfu tfu) przedszkole działa i nie było jak na razie kwarantanny. Nie było jej także wtedy, gdy jedna z matek dziecka w grupie mojego syna została zdiagnozowana jako chora na koronawirusa a jej dziecko nie. W rezultacie dziecko nadal chodzi z moim synem do jednej grupy. Wszystko w zgodzie z wytycznymi Ministerstwa Zdrowia. W głowie się to trochę nie mieści ale bardziej nie mieściłaby się konieczność otwierania i zamykania placówki co kilka dni. Idziemy zatem w prądem z nadzieją, że w razie czego zapanujemy nad rwącą rzeką.

W głowie mi się nie mieści także ciągłe wlepianie mandatów właścicielom małych restauracji, barów czy sklepów z ubraniami (kwota to 5000-10000 NIS) za to, że ktoś usiadł przy stoliku wypić kawę czy ktoś inny wszedł i zakupił ciepłe ubrania dla dzieci na jesień. To szokuje bo jest z kolei długa lista sklepów i usług, które mogły oferować swoje usługi także w trakcie zamknięcia. Takim przykładem są sklepy z okularami czy z akcesoriami do telefonów czy komputery. Wcale to nie pierwsza potrzeba. Po prostu ktoś arbitralnie to ustalił. Rozumiem, że dla każdego właściciela małego biznesu jego działalność jest najważniejsza ale kto tak naprawdę i w oparciu o jakie dane zamyka i otwiera poszczególne kategorie sklepów i usług, które niczym się między sobą nie różnią? Dla mnie w zeszłym tygodniem artykułem absolutnie pierwszej potrzeby były ciepłe ubrania dla syna i buty na deszczowy dzień. Wszystkie sklepy z ubraniami są zamknięte od 6 tygodni. Dziecko ma pójść w sandałach w ulewny deszcz do przedszkola? Nie ma to sensu. Choć nie lubię tego robić, bo staram się trzymać sztamę z wytycznymi Ministerstwa Zdrowia, poszłam do sklepu i kupiłam ubranka i buty jesienne "spod lady" u zestresowanego sprzedawcy, którego krople potu na czole mogłam policzyć przy regulowaniu rachunku.

Kiedy wróciłam do tego samego sklepu już w dniu oficjalnego otwarcia półki świeciły pustkami. Najwyraźniej nie jedna Matka -Polka jest w Izraelu:)


Po zamknięciu, czyli kiedy kolejny lockdown


Jeśli ktoś myślał, że wystarczy jeden krótki lockdown żeby wytępić wirusa to zatrzymał się w marcu 2020 roku. Już dziś wiadomo, że dopóki nie będzie skutecznej i bezpiecznej oraz szeroko dostępnej szczepionki lub społeczeństwo nie zjednoczy się w solidarnej walce z łańcuchem zakażeń będziemy albo przed albo w trakcie albo przed kolejnym zamknięciem. Zamknięcie samo w sobie pomaga ale na krótko. Nie jest specjalną filozofią zamknąć ludzi w domu. Tym bardziej, że już wszyscy doskonale wiemy jak to zamknięcie skutecznie omijać w razie tzw. "wyższej i naszej" potrzeby. Filozofią jest nauczyć się żyć tak na co dzień, by zmniejszyć ryzyko zakażeń i wziąć na siebie odpowiedzialność nie tylko za siebie (jestem młody i zdrowy) ale też za innych (starszych z chorobami współistniejącymi). Ciągle mamy z tym problem. Mamy problem z tak prostą kwestią jak utrzymanie dystansu fizycznego a przecież to ani nikomu nie szkodzi ani nie ingeruje w naszą fizyczność, że o filozofach maseczkowych nie wspomnę. Czasem ludzie na FB czy na IG pytają mnie "czy ja naprawdę nie widzę jak się nas próbuje manipulować tymi maseczkami?" Odpowiem krótko: moim zdaniem noszenie maseczki to nasze najmniejsze zmartwienie i zarazem zagrożenie w obecnych czasach. Dużo większym zagrożeniem jest utrata w naszych społeczeństwach wzajemnej empatii i szacunku, która daje o sobie znać już nie tylko w internecie ale i na ulicach czy to w Izraelu czy w Polsce i Ameryce.


Wakacje na horyzoncie?



Na koniec kilka słów o planach wznowienia turystyki w wybranych regionach Izraela. Od kilku dni trwa dyskusja czy możliwe byłoby odizolowanie kurortu Ejlat i Morza Martwego, które w ponad 80% żyją z turystyki, a które byłyby stosunkowo łatwe do kontroli liczby zachorowań. Główna szansa pojawia się w Eilat, do którego można przylecieć samolotem z kraju i z zagranicy oraz można przyjechać jedynie dwoma drogami krajowymi (90 i 12). Zasady gry byłyby ogólnie takie, że zarówno turyści wewnętrzni z Izraela jak i z zagranicy musieliby przejść test na Covid, by móc odpocząć w hotelach w Ejlacie. Na ten moment jest to także miasto zielone bez żadnych nowych zachorowań w ostatnich dniach. Jeśli sytuacja się utrzyma i podjęte zostaną odpowiednie decyzje możliwe, że będzie to pierwszy kierunek w kraju otwarty dla turystów z zagranicy od marca 2020. Niestety jak to w Izraelu bywa decyzje podejmowane są pod potężną presją polityczną i społeczną. Stąd pomysł jak na razie nie został wprowadzony w życie. Przedsięwzięcie nie jest wolne od "wad konstrukcyjnych" jak zresztą wiele dotychczasowych prób współżycia z wirusem ale być może taki pilotażowy projekt ma szanse powodzenia i pokaże nam jak można takie miasta odpowiednio kontrolować. Ktoś z Was czeka? Chyba na razie trzeba bilety odłożyć na bok i dać się panom z polityki dogadać.








0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page